Quantcast
Channel: O Zebrze - blog lifestylowy - wnętrza, inspiracje, DIY
Viewing all 101 articles
Browse latest View live

METAMORFOZA KREDENSU - ODNAWIAMY MEBLE

$
0
0
Widzieliście już w TYM poście jak zmieniają się kuchenne kąty w naszej Chatce. 
Skoro zmienia się cała kuchnia, wiatr zmian zawiał także i w kącie z kredensem.
W zasadzie z tym kredensem to mam własne "neverending story", bo to już jego drugie wcielenie i nie wiem czy ostatnie ;-).
Skłamię  jeśli  napiszę, że zmiana koloru tego mebla to pełen spontan.
Myślałam o tej zmianie niemalże od roku, od kiedy na swoim facebookowym profilu zamieściłam zdjęcie kuchennego mebla  w szarym kolorze. 
KREDENS ze zdjęcia, który mnie zainspirował;  był prostszy w formie od mojego mebla i w związku z tym dopadły mnie wątpliwości. Jak szarość będzie wyglądać na obłej górce i szprosikach w okienkach??

KREDENS przed zmianą koloru wymagał kilku napraw.
Poluzowała się jedna szuflada i wspomniane wcześniej szprosty w kilku miejscach się porozklejały.
Szufladę naprawiłam, a szprosy postanowiłam usunąć. 
Zwiększyłam w tej sposób powierzchnię szyb, przez co łatwiej mi wyeksponować całe wnętrze kredensu:
stare talerze, białe kubki, stare kamionkowe naczynia, malutką(naprawdę malutką) kolekcję łyżeczek GREEN GATE.

kredens malowany farbami kredowymi

blat orzechowy

gałki ozdobne

Dla przypomnienia jak kredens wyglądał w wersji poprzedniej - zaraz po tym jak otoczyłam go czułą opieką ;-).



Do przemalowania kredensu użyłam farb Annie Sloan z PRACOWNI PATYNOWY, a konkretniej farby w kolorze PARIS GREY...w cudownie chłodnym odcieniu szarości.
W tych farbach nie zaskoczyło mnie absolutnie nic, bo nie był to pierwszy raz kiedy do malowania mebli używam farb kredowych.
W domku na wsi farbami kredowymi mamy pomalowaną skrzynię, regał w pokoju Franka, nasze sypialniane łóżko.

paris grey malowanie kredensu

Mój kredens w białej wersji malowany był rozwodnioną farbą akrylową do drewna i metalu i pokryty woskiem bezbarwnym. Farba kredowa swobodnie poradziła sobie z taką powierzchnią.
Oczywiście nie musiałam szlifować powierzchni wystarczyło ją lekko odtłuścić wodą z płynem.
Pomimo tego, że mój KREDENS jest całkiem spory to udało się go pomalować pomiędzy 
nakładaniem kolejnych warstw farby na ściany ;-).
Nałożyłam na niego dwie warstwy farby ...bo tuż po wyschnięciu pierwszej okazało się, że miejscami, w zagłębieniach są niedoróbki ;-) musiałam więc nałożyć warstwę drugą ;-).

renowacja kredensu

szaro brązowy kredens

Po całkowitym wyschnięciu farby przetarłam niektóre ranty mebla drobnoziarnistym papierem ściernym  i całość zawoskowałam, a po wyschnięciu wosku mebel wypolerowałam.
Drewno pokryte farbą kredową ma specyficzną powierzchnię. 
Nie każdemu podoba się taki efekt...
Ja: "LUBIĘ TO" ;-)

gałki ceramiczne

piękny kredens

Jak kredens wyglądałby bez gałek??
Łyso trochę.
Wybrałam do mebla nową biżuterię, 
bo przecież gałki są dla mebla tym czym biżuteria dla kobiety.
Według mnie najpiękniejsza biżuteria powinna subtelnie podkreślać piękno i na poszukiwaniu takich gałek się skupiłam.
Odpowiednie gałki znalazłam w sklepie REGAŁKA.
I chociaż ilość wzorów i kolorów dostępnych na stronie sklepu przyprawia o zawrót głowy
to ja wybrałam białe gałki ceramiczne w paski: różowe, szare i granatowe.
Według mnie dodają subtelnie uroku staremu meblowi przełamując panującą szaro brązowość.




Postanowiłam zamontować je naprzemiennie, bo z symetrią jakoś mi nie po drodze
Poprzednie gałki  kojarzyły mi się z retro klimatami...a ja chciałam naszą kuchnię i także sam kredens nieco odmłodzić.
Patrzę na mebel w tym wydaniu i wydaje mi się, że ubyło mu lat ;-).
Gałki wykonane są z wielką starannością, ręcznie.
To powoduje, że mogą minimalnie się od siebie różnić.
Dla mnie to gigantyczna zaleta, a nie wada.
Na stronie sklepu znalazłam nie tylko gałki we wszystkich stylach ale także piękne uchwyty i haczyki meblowe...a ponieważ jestem na etapie odnawianie stareńkiej szafki po babki już wiem, gdzie mogłabym je wykorzystać.


Sama aranżacja kredensu się nie zmieniła.
Kobaltowe ozdoby pięknie kontrastują z szarością, chyba nawet piękniej niż z bielą.
Ściany w Chatce mamy teraz śnieżnobiałe,
a bielony kredens na tle nowo pomalowanych ścian wyglądał trochę jak żółty...nie podobało mi się to.




Teraz jest tak jak chciałam, a efekt pozytywnie mnie zaskoczył.
Jeśli macie ochotę poczytać o moich zmaganiach z kredensem odsyłam Was do wpisu z początku mojego blogowania TUTAJ. Tam zobaczycie jak kredens wyglądał kiedy go kupiliśmy ;-)

PS. Dajcie znać w komentarzach czy się Wam podoba ;-)

OLA


METAMORFOZA STAREJ SZAFKI KUCHENNEJ - ODNAWIAMY MEBLE

$
0
0
Od blisko dwu tygodni, gdzieś pomiędzy malowaniem kredensu i sprzątaniem,  pracowałam nad metamorfozą jednego mebla kuchennego ...ostatniego, który pozostał do przerobienia. 
Przeczytałam właśnie powyższe zdanie i uśmiecham się, bo chciałabym jeszcze zmienić kolor kuchennych krzeseł ale w tym wypadku nie wiem czy nie spotkam się z brakiem zrozumienia.

stara szafka kuchenna

Zamiast zaprzątać Wam głowy sprawami krzeseł wracam na właściwe tory...szafka, o której jest ten post służyła przez lata babci mojego męża. Na bidę ma 50 lat chociaż pamięć ludzka jest zawodna i nikt nie jest w stanie dokładnie określić jej dokładnego wieku. Wykonana jest...uwaga, uwaga z płyty paździerzowej ( no nie przepadam ale to wiecie); z kawałków desek; z kantówek drewnianych  i sklejki, którą oklejona jest cała szafka. Nie pytajcie mnie skąd dobór materiałów, który mnie samą zszokował...wydaje mi się, że chodziło tutaj o kwestie oszczędnościowe...muszę dodać, że jest to produkt sklepowy nie jakaś tam "własna produkcja". 

Dawno temu szafka była biała i  pokrywała ją gruba warstwa farby olejnej. Blisko 10 lat temu, w czasie naszej w Chatce nieobecności, mój teść otrzaskał ją  nieudolnie na ciemny brąz. Na szafce powstały brzydkie zacieki. O mało się nie przewróciłam gdy to zobaczyłam. Wtedy nie czułam się  w Chatce jak u siebie więc "metamorfozę" mebla byłam w stanie przełknąć.
Tak szafka wyglądała zanim się za nią zabrałam.


Podczas ostatniego remontu kuchni podjęliśmy z W. decyzję, że czas szafki dobiegł końca i z chęcią się jej pozbędziemy. Spojrzałam na nią ostatni raz przed wywaleniem i...o dziwo o wiele  łaskawszym okiem ;-). 
Popatrzyłam że: stoi na 4 drewnianych klockach, które można zastąpić pięknymi nóżkami;  jest bardzo stabilna i  zawiasy trzymają się genialnie...co na jej wiek jest prawie nie do pomyślenia;  ten okropny brązowy kolor można zedrzeć przy pomocy gigantycznego nakładu pracy; że można chociaż częściowo wyszlifować białą farbę pod spodem, wyrównać powierzchnię i przygotować mebel do nałożenie innej farby. Ze względu na budowę tylko taki sposób renowacji wchodził w grę, bo jak pisałam drewno jest tutaj tylko przypadkowo.
Potrzebne było dużo pracy i jeszcze więcej cierpliwości, a ja bardzo chciałam się zmierzyć z tym wyzwaniem!!!

Najpierw zdemontowałam stare uchwyty i usunęłam blat, który był z płyty pilśniowej.
Zdecydowaliśmy się zrobić "górę" szafki  z dwóch odcinków blatu bukowego, które kiedyś były półkami. Ale o blacie potem ;-).

Po 4 godzinach szlifowania ( nie ma w tym ani odrobinę przesady) szafka była obdarta z brązowej farby. Wiem, wiem opalarką byłoby mi łatwiej. Uwierzcie, że jeśli chodzi o opalarki to zajechałam w ciągu kilku miesięcy trzy. Nie wiem co ja mam w sobie ale w moich rękach nowa opalarka nie pracuje dłużej niż godzinę. Stwierdziłam więc, że skoro ze szlifierką lubimy się bardziej to na usuwaniu starych powłok tym przedmiotem pozostanę.

Wybaczcie brak zdjęć z poszczególnych etapów ale kiedy tylko zaczynam pracę, zacięcie i chęć szybkiego ukończenia projektu nie pozwala mi się od niego oderwać nawet na chwilę.
Oszlifowaną powierzchnię pomalowałam primerem Fluggera.
Primer Flugger to preparat zwiększający przyczepność farby do podłoża...a po 12 godzinach mogłam przystąpić do stylizacji mebla.
Niezbędne jest te 12 godzin, żeby produkt się utrwalił.
W przeciwnym razie farba nawierzchniowa może się łuszczyć.

Słów kilka o nóżkach. Nóżki są bukowe i bardzo mi się spodobał ich wydłużony kształt.
Nabyłam je w jednym z marketów budowlanych za około 10 zł/szt.
Jedyną ich wadą było to, że były polakierowane ale papier ścierny świetnie sobie z lakierem poradził.
Przed malowaniem także nałożyłam na nie Primer Flugger.
A potem pomalowałam na wybrany wcześniej kolor ;-).

nóżki meblowe bukowe

Jak wspomniałam wcześniej blat zrobiliśmy z resztek blatu bukowego. Te dwa odcinki były kiedyś półkami i zaolejowałam je dawno temu ciemnym olejem.
Cóż poradzę, że do szafki chciałam jasne, a nawet białe blaty??
Zakasałam rękawy i przeklinając mój dawny pomysł szlifowałam, szlifowałam, szlifowałam.
Po godzinie pracy udało się uzyskać taki efekt...jest różnica!!

biały blat kuchenny

fioletowe wrzosy

Na początku blaty załugowałam (ług Flugger)...poniżej zdjęcie, które pokazuje jak blat wygląda po dwukrotnym ługowaniu. Po całkowitym wyschnięciu naniosłam na blat biały olej.

blat biały olej

Kolor to taki róż ale zgaszony...nadal jednak bardzo pastelowy. Niestety nie każde zdjęcie oddaje właściwą barwę.
W każdym razie w wyborze koloru i gałek inspirowałam się ściereczką z Green Gate, którą kupiłam w AhojHome.
Ta jest wprawdzie bardziej pastelowa ale połączenie różu z szarością tak bardzo mi się spodobało, że musiałam go użyć w nowym projekcie ;-).

różowa stara szafka kuchenna

uchwyty meblowe ceramiczne

biały balt drewniany

Uchwyty przyjechały do mnie ze sklepu  REGAŁKA. Wzorem miały nawiązywać do gałek, które zamontowałam wcześniej w TYM kredensie. Cudne ceramiczne uchwyty pięknie ozdobiły szafkę po babci.

ceramiczne uchwyty w paski

odnawiamy meble

A oto szafka w całej okazałości. Pracy było naprawdę sporo i chociaż są pewne niedociągnięcia w całym projekcie to jestem z efektu bardzo zadowolona. Najbardziej jednak z tego, że udało się nie wyrzucić tego mebla i tchnąć w niego nowe życie. Nie pokazuję jeszcze szafki w miejscu docelowym, bo musiałabym Wam zdradzić jak wygląda druga strona kuchni, w której trwają prace wykończeniowe ;-).
Kiedy szafkę zobaczył mój mąż stwierdził, że kolorek też bardzo babciny i że bardzo podobny do płytek, które babcia miała w łazience ;-).

różowa szafka

ścierka w gwiazdki


szafka z lat 50

I na koniec to co lubicie najbardziej. 
Takie małe porównanie, które pokazuje jak zmieniła się szafka wskutek mojej( a raczej naszej...bo przecież W. jest mi wsparciem i pomocą) działalności.

pastelowa szafka

Jak już przebrnęliście przez cały post to sprawdźcie jeszcze czy przypadkiem nie wygraliście skrzynek od 
REGALIA.EU.
Duża skrzynka wędruje do:

PANNA MYSIA

A dwie małe do:

emajkowska@onet.eu

Czekam na adresy 7 dni, a potem wybiorę nowego zwycięzcę ;-)
Żegnam się z Wami zdjęciem rozgwieżdżonego sierpniowego nieba na naszej wsi.

rozgwieżdżone niebo

Miłego dnia dla Was i wspaniałego tygodnia.

OLA
 

STÓŁ KUCHENNY W NOWEJ ODSŁONIE - ODNAWIAMY MEBLE

$
0
0
Z postów wieje nudą.
Musicie wybaczyć ale moje myśli i działania krążą ostatnio tylko wokół jednej rzeczy.
A mianowicie ukończenia projektu: KUCHNIA W DOMKU NA WSI
Zmiany miały być niskobudżetowe.
Niestety remont pochłania coraz więcej środków( no kto się spodziewał, że remont nie zamknie się w wyznaczonym budżecie??)  i mnóstwo rzeczy robimy sami . Goni nas czas...bo do zamknięcia domu na wsi na zimę zostały dwa miesiące. "Mało casu, kruca fuks, mało casu" - powtarzam za epizodycznym bohaterem filmu VABANK, bo do Chatki jeździmy tylko w weekendy.
O te weekendowe wyjazdy też zaczynam się obawiać, bo Franek poszedł w tym roku do czwartej klasy i jak sam mówi, jego "dzieciństwo jest skończone".
Na dodatek ledwo kończę jeden projekt w głowie siedzą mi już następne, które chciałabym zrealizować.
Mój mąż chodzi skołowany i pyta o moje plany na najbliższe dwa tygodnie ;-).
A ja sama ich nie znam.

Kiedy już zagościł u nas jeden biały drewniany blat w kąciku ze zlewozmywakiem TUTAJ  i postanowiłam szafkę po babci zaopatrzyć także w biały blat, który wyługowałam i zabezpieczyłam białym olejem TUTAJ;
ciemny blat kuchennego stołu przestał mi pasować.
Pojawił się pomysł na zmianę.
Tak wygląda teraz kuchnia skąpana w popołudniowych promieniach słonecznych.
Udawajcie, że nie widzicie tych okropnych, spiralnych, energooszczędnych żarówek..OKEJ?? ;-)
Kiedyś je zmienię, obiecuję!!

letnia kuchnia na wsi

Znacie to? Jest AKCJA musi być natychmiastowa REAKCJA.
A ponieważ to ja jestem przyczyną ten akcji, nie pozostaje mi nic innego tylko zakasać rękawy i zabrać się do roboty.
Mój mąż okazuje mi nieustające wsparcie, przede wszystkim swoją postawą: zgadza się na wszelkie moje pomysły (czasami zaskakujące i mocno dyskusyjne) ale także chce mieć jak najmniej wspólnego z ich realizacją. Jeśli jednak poproszę o pomoc ZAWSZE mogę na niego liczyć.
Ćwiczenia na siłowni zdecydowanie się na coś przydają, bo nawet po 4 godzinach szlifowania mogę powiedzieć: "Spoko!! Luz, daję radę ;-). Łapy nie bolą, a ja nie mam trzęsawki."
Inna sprawa, że ja po prostu lubię: szlifować, ciąć i malować.
Kilka lat temu  blat stołu ( stół robiliśmy samodzielnie...nie pytajcie jak, bo nie sądziłam, że taki temat, mógłby kogoś zainteresować więc nie mam nawet zdjęć, z etapów jego powstawania) pokryłam olejem w kolorze venge. Kiedy się za niego teraz zabierałam wyglądał jak na zdjęciu poniżej: dość ciemny i miejscami porysowany.

stół kuchenny

ciemy blat stołu

Szlifować każdy umie(przynajmniej tak zakładam) więc nie będę tego procesu rozwlekle opisywać. 
Ja zaczęłam gładzić blat stołu papierem o gradacji 60, potem 80, skończyłam na 120.
Szlifujemy dopóki pył z blatu nie zrobi się "suchy"...na początku szlifowania ze stołu schodzi wilgotna skulkowana paciaja.

Po trzykrotnym przetarciu blatu papierem o gradacji 60, wygląda on tak.

wiejski stół

Nie jest źle ale takie szlifowanie to nie bułka z masłem. Po szlifowaniu papierem 80 także trzykrotnym, w wyglądzie  blatu zmieniło się bardzo niewiele.
Dopiero użycie papieru o gradacji 120 wyraźnie poprawiło jego wygląd.

stylizacja stołu

Najciężej szlifuje się boczne krawędzie stołu...powierzchnia tutaj jest mała, a drewno cięte w poprzek usłojenia i najtrudniej docisnąć stopę urządzenia do drewnianej powierzchni.

Kiedy już osiągnęłam zadowalający efekt, całość odpyliłam. Na początku użyłam miękkiej szczotki, a potem całość umyłam gąbką zwilżoną wodą. Pozwoliłam całości dokładnie wyschnąć.
A potem mogłam oddać się stylizacji.

ŁUGOWANIE -
czyli wybielanie powierzchni surowego drewna. Oczywiście miałam wątpliwości czy mogę użyć tego preparatu na zeszlifowanym blacie. Olej podobnie jak bejca to takie dziadostwo, że włazi w pory drewna przez co niezwykle trudno się go z drewna pozbyć. U mnie na całej powierzchni blatu zostały małe, ciemniejsze kreseczki. Po nałożeniu dwu warstw preparatu na powierzchni pozostają w tych miejscach ciemniejsze smugi...Uzyskany efekt zupełnie mi nie przeszkadza ;-).

flugger ługowanie

drewniany blat

OLEJOWANIE BLATU

Po całkowitym wyschnięciu ługu, blat musi zostać zabezpieczony...ja blat zabezpieczyłam białym olejem ...z braku laku użyłam takiego jaki pozostał mi po olejowaniu blatu kuchennego. Olejowałam dwa razy, w odstępach co osiem godzin. Drugą warstwę oleju, kładłam tuż przed niedzielnym wyjazdem z Chatki..przez tydzień olej spokojnie się utwardzał.

STYLIZACJA NÓG PRZY POMOCY FARB KREDOWYCH

Ponieważ nie lubię tracić czasu, po zaolejowaniu blatu zabrałam się do stylizacji nóżek
Użyłam odrobiny farby, która została mi ze stylizacji kredensu.
Nałożyłam dwie warstwy, przetarłam krawędzie papierem o małej gradacji i całość zawoskowałam. 

malowanie farbami annie sloan

stół kuchenny

Rozpiera mnie duma, bo życie upływa mi ostatnio na projektach DIY, których przez ostatni rok nie robiłam zbyt wiele.
Prócz dumy, która akurat wprawia mnie w całkiem niezły nastrój dorobiłam się
gigantycznego bólu odcinka lędźwiowego i solidnych rozmiarów siniaka  na goleni.
Osiągnięty efekt cieszy jednak na tyle, że na ból i siniec przymykam oko.

dom na wsi

szara kuchnia

dom na wsi

Coś jest we mnie z babci, nie mojej własnej, ale z babci mojego męża.
To uwielbienie dla: obłych kształtów, majkowych różów i rozmytych niebieskości, wzorów kwiatowych i w listki; haftu krzyżykowego;  to taki mianownik wspólny nas łączący.
Tracę nadzieję, że ten nasz wiejski dom uda mi się kiedyś unowocześnić,
bo babcia we mnie wiecznie żywa ;-).

dom na wsi

kuchnia retro

Udanego dnia dla Was i miłego tygodnia.

OLA

PASTELOWE KUCHENNE DETALE - LETNI DOM NA WSI

$
0
0
Brakowało mi w Chatce pojemników do przechowywania.
No dobra...nie jakiś tam zwykłych, plastikowych ale takich, które można ładnie wyeksponować i które wpiszą się w nowy look wiejskiej kuchni. 
Pojemników zamkniętych nigdy za wiele, w każdym domu się przydadzą.
A w naszym to już szczególnie.
Nasz dom stoi na wsi, pod lasem, w pobliżu łąki. 
Nie ukrywam, że w takim domu bywają myszy.
Mimo wszystko.
Dbamy o porządek, rozstawiamy łapki, sypiemy trutki i marzymy żeby raz na zawsze pozbyć się tego dziadostwa. Kto lubi nocny tupot małych stóp, drapanie za regipsem i mysie kupy znajdowane w ręcznikach?? Lubicie?? Jeśli tak, wbijajcie się do mnie...serdecznie zapraszam.  Do gryzoni mam okropny uraz i nie kupię dziecku NIGDY w zoologicznym myszy ani chomika ( która kojarzy mi się z myszą bez ogona), nawet jeśli tak im  dobrze z "oczu patrzy".
W lecie na szczęście jest ich znacznie mniej albo nie ma ich wcale.
Jesienią, kiedy na zewnątrz mniej pożywienia pchają się do domu jak szalone. 
Niektóre z nich wykazują się już taką bezczelnością, że potrafią siedzieć w odległości kilkudziesięciu centymetrów od człowieka, nic sobie z jego obecności nie robiąc.  
Chowamy wszystko w pojemniki, bo dokarmianie i oswojenie dzikich lokatorów nie jest naszym zamiarem ; Napisałam wcześniej ale powtórzę: ZAMKNIĘTYCH POJEMNIKÓW NIGDY DOŚĆ.

Lata temu umówiliśmy się rodzinie, że chleb będzie miał swoje miejsce w kredensie. 
Z perspektywy czasu patrząc:"pomysł zupełnie od czapy".
W kredensie trzymamy: garnki, miski, patelnie...mówię o jego dolnej części, bo w górnej co jest każdy widzi: szklanki, kufle, kubki, ceramikę wszelkiej maści. 
Dół kredensu skrywa dodatkowo jeszcze "przekąskownię" (oczywiście jemy czasem "śmieci": opychamy się chipsami, pochłaniamy czekoladki i batony ale wkrótce po tym dla równowagi zjadamy: marchewki, pietruszki nawet selery, pijemy soki, koktajle...zdrowa żywność też nie jest nam obca więc nie martwicie się nasze odżywianie);oliwy, octy balsamiczne i sosy: Stwierdzenie, że nic się nie rozleje, kiedy ogarnia Cię szał gotowania, można włożyć między bajki. Nie raz mieliśmy zapaskudzoną drewnianą półkę kredensu i wszystkie rzeczy w pobliżu. Bywało, że ulubiony sosik upstrzył skutecznie niejedną bułkę i ciepły jeszcze chlebek.


ceramika IB LAURSEN

Część niemiłych doświadczeń  mamy już za sobą, bo zamieszkał z nami cudownie obły, ceramiczny chlebak
Ponieważ w naszej kuchni pojawiły się różowe dodatki, stwierdziłam, że także i chlebak wybiorę w takim kolorze. 
Szalenie mi się ten odcień podoba...nie jest e słodko pierdzącym odcieniu kremu w ciastku Napoleon i nie taki jak ubranka lalek Barbie...róż z domieszką szarości, coś genialnego.
Produkt współczesny z IB LAURSEN, a tak doskonale wpisał się w wygląd starej Chatki.

ceramika standynawska

aranżacja kuchni

Początkowo miałam problem gdzie chlebak  umieścić. 
Myślałam, że może na piecu będzie mu dobrze...ale w piecu wczesną wiosną i już od jesieni, kiedy w Chatce zimno; musimy palić.
Ostatecznie wylądował obok starej wagi i równie starego syfonu na parapecie.
Wcześniej parapet był zarezerwowany dla stada niepotrzebnych rzeczy...to tutaj lądowały kolejne: tacki na grilla, serwetki, butelki wody mineralnej.
Obecnie wszystkie te rzeczy pochowałam w szafkach i pilnuję niczym Cerber, żeby ktoś nie zapomniał o tym,  gdzie teraz należy je układać. Żadna Sybilla nie uśpi mnie makiem i miodem, a i żaden Orfeusz nie ma za mną szans.

kuchnia pastelowa

kuchnia retro

Parapet dzięki ograniczeniu liczby rzeczy wygląda ładnie i wreszcie może kuchnię zdobić, a nie szpecić ;-).
Lubię te poranki, kiedy sączę  sobie leniwie kawę, siedząc przy stole i patrzę przez okno, przez które do wnętrza wpada światło i teraz gigantyczna ilość zieleni. Wkrótce  krajobraz  za szybą się zmieni...ale te plamy koloru na parapecie będą sprawiać, że kadr z oknem nadal będzie przyjemny dla oka. 

Wraz z chlebakiem z pewnego PIĘKNEGO sklepu SMUKKE przyjechały do mnie pastelowe pojemniczki od BLOOMINGVILE. Na sklepowych półkach znajdziecie nie tylko kolorowe pojemniki do przechowywania ale także piękną kuchenną ceramikę, meble, lampy, tekstylia...czyli wszystko co jest niezbędne alby skroić dom na miarę swoich potrzeb. Moje pojemniczki są proste w kształcie, od góry zamykane solidną drewnianą pokrywką. 
Urzekły mnie nie tylko ich kolory ale także, a może zwłaszcza te kropeczki na ceramicznej powierzchni. 
Są wspaniałym dopełnieniem innych pojemników na świeżo odnowionym kredensie ;-).

pastelowe pojemniki

różowy pojemnik bloomingville

krzesła gięte

Skrywają kawę i herbatę, które dotychczas były w dwu, identycznych,  metalowych puszkach koloru indygo. 
Różne kształty i kolory pojemniczków pozwalają szybko odnaleźć aktualnie niezbędny do życia(picia) produkt.  Przez taką małą zmianę wyeliminowałam czynnik, który nie raz podnosił mi z rana skutecznie ciśnienie. Kiedy potrzebowałam kawy jak powietrza  trafiałam na puszkę z herbatą.
Proste rozwiązania są najlepsze, szkoda tylko, że dochodzimy do nich czasem latami ;-).
Dzięki pastelowym detalom w mojej chatkowej kuchni robi się coraz bardziej magicznie.
Wprawdzie remont już dobiega końca ale i tak będę miała dla Was jeszcze dwa odcinki naszego remontowego serialu...mam nadzieję, że nie zanudzę Was na śmierć.
Już dzisiaj zdradzę, co znajdziecie w drugiej części kuchni...wkrótce napiszę z jakimi problemami tutaj musieliśmy się zmagać ;-).

Miłego tygodnia i wspaniałego dnia,

OLA

różowa szafka

WYPRZEDAŻ

$
0
0
Uwierzcie, całe życie walczę z nadmiarem przedmiotów w moim otoczeniu.
Postanowiłam nieco odgruzować dom na wsi i mieszkanie w mieście i zebrałam kilka rzeczy, które mam nadzieję  wkrótce znajdą nowy dom. 
Jeśli tego nie zrobię, już  wkrótce zaleje nas fala: pudełek, ramek, tekstyliów i sama nie wiem czego jeszcze. 
Jeśli "coś" wpadło Ci w oko pisz na maila:
  ozebrze@gmail.com

Koszt wysyłki kurierem, niezależnie od ilości to 12 zł, tą kwotę  doliczamy  do ceny produktu.
Serdecznie zapraszam!!!
Wszystkie przedmioty w stanie BARDZO DOBRYM!

1.  SPINACZE - niebanalna biurkowa  ozdoba, doskonała na kartki i ważne notatki; tablica wykonana z metalu. Wymiar 50x50 cm. Cena 35 zł. Stan idealny... SPRZEDANE


2. LAMPIONY KAMIENICE- wykonane z ceramiki, wysokość 14x6, zadziwiająca precyzja wykonania, Nie są płaskie,lecz przestrzenne, a z tyłu mają małą dziurkę na t-light. Cena 9 zł/szt ...32 zł/kpl

SPRZEDANE


3. Lampion metalowy HOUSE DOCTOR - wykonany ze szkła i metalu, dół może służyć do ekspozycji, u góry miejsce na 4 świeczki. Wysokość 10 cm, szerokość 9 cm - 35 zł.


4. Lampion LENE BIERRE - wykonany z mlecznego szkła, srebrzonego. Wysokość lampionu 10 cm. Cena 12 zł


5.  Wiklinowy lampion z choinką - z wikliny malowanej na biało, do postawienia lub powieszenia, średnica i wysokość 12 cm - 10 zł SPRZEDANE


5. Miska marokańska MADAM STOLTZ - wykonana z metalu, z bogatym zdobieniem wewnątrz, średnica miski 17 cm, wysokość 8 cm. Cena 30 zł


6. Narzuta bawełniana - kołderka IB LAURSEN - narzuta bawełniana , pikowana  w delikatny, niebieski, kwiatowy wzór. Rozmiar 130x170. Cena 100 zł SPRZEDANE


7. Narzuta bawełniana, pikowana. Z ociepliną w środku więc nie jest to lekka szmatka. Narzuta jest dwustronna , jedna strona w duże niebiesko szare róże, druga z biały wzór na niebieskim tle. Rozmiar narzuty 220x240 cm. Cena 130 zł SPRZEDANE 



8. Narzuta szydełkowa wykonana z mięciutkiej włóczki (JEANS YARN ART 55% bawełna, 45% akryl) Rozmiar 105x145 cm. Cena 60 zł. REZERWACJA


9. Pudełko AGNETHA HOME: ze szkła i metalu12x9 cm, wysokość 6 cm. Cena 35 zł
REZERWACJA


10. Ramka domek z myślą motywującą BLOOMINGVILLE - ramka wykonana ze sklejki, przód zabezpieczony przezroczystą plexi, do powieszenia lub postawienia; wymiary: . Cena: 30 zł

SPRZEDANE 


11. Drewniana taca "INNE MEBLE", bardzo solidna , może służyć lub naczynie do ekspozycji, wykonana z jasnego przecieranego, twardego drewna . Wymiar: 40x40, wysokość 4cm. Cena 60 zł



12. Taca do serwowania z drewna egzotycznego. Wymiar 55x17 cm. Cena 35 zł
SPRZEDANE


13. Taca wiklinowa wykonana z szarej wikliny z dwoma uchwytami, średnica tacy: 39 cm. Cena: 20 zł
SPRZEDANE


14. Wazon LENE BIERRE - wykonany z białej ceramiki, wytłaczanej na całej powierzchni w kwiatowe wzory. Wymiar: 16x12 cm, wysokość 13 cm. Cena 40 zł.


15. Taca metalowa MADAM STOLTZ w stylu marokańskim. Ma bogate zdobienia na całości; średnica 39 cm. Cena 40 zł SPRZEDANE


PERFECT HOUSE - KOSMETYKI PIELĘGNACYJNE DO DOMU- KONKURS

$
0
0
Moja wczesna młodość przypadała na połowę lat 80.
W sklepach półki straszyły pustkami ...tylko wystawy PEWEX-ów,  gdzie można było nabyć towary za dewizy kusiły ferią kolorów i mnogością asortymentu. Z nosem przyklejonym do szyby, wraz z rówieśnikami snuliśmy marzenia o posiadaniu choćby jednej czerwonej puszki Coca Coli, która była dla nas synonimem trwającej niemal bez końca radości (radość z zakupu, radość z picia, radość z posiadania niebanalnego, wnętrzarskiego gadżetu).
 Największą niesprawiedliwością na miarę dziecięcego systemu wartości było to, że aby posmakować drażetek orzechowych musiałam stać z Mamą w ogonku  gigantycznej kolejki do osiedlowego sklepu z asortymentem wszelkim( sklep zwany był przez wszystkich "SPORCIAKIEM").
Co robi kilkuletnie  dziecko w długiej kolejce?? Ono się nudzi!!! Kiedy poziom nudy osiągał stan krytyczny błądziłam wzrokiem po ograniczonym asortymencie sklepowym. Podczas jednej z takich aktywności,  na półkach działu kosmetycznego odkryłam linię kosmetyków MISS w perłowych: niebieskich i różowych opakowaniach...cudownie kolorową odmianę wśród szaro nieciekawych innych produktów...lekki powiew Zachodu...Dziecięcymi oczyma badałam rysunek z papugą i usiłowałam odczytać napis tuż pod nią, składając niemrawo literki w słowo: B...A...R...W...A.
Od tego czasu minęło ponad 30 lat ...kilka lat temu udało mi się znów trafić na logo z papugą w małym sklepie przy ulicy, na której mieszkam.. Logo w nieco odmienionej formie ale nadal te literki, które już dużo sprawniej złożyłam w słowo i nadal wyróżniające się opakowania...albo przezroczyste albo brązowe, plastikowe butelki  z bardzo oszczędną, strawną estetycznie  etykietą.  Z czystego sentymentu dla dziecięcego wspomnienia wrzuciłam do koszyka: aloesowe mydło do rąk, szampon rumiankowy  i masło do ciała...nie robiąc sobie wielkiej nadziei co do jakości produktu. I co? Jakością produkty nie odbiegają od tych, za którymi stoją gigantyczne kampanie reklamowe zachodnich koncernów.


 Produkty pielęgnacyjne do ciała  BARWY są ze mną już drugi rok, a ja chcąc nie chcąc uprawiam patriotyzm lokalny kupując produkt nie tylko z POLSKI ale przede wszystkim z Krakowa, którego jestem mieszkanką od urodzenia.

 Od niedawna BARWA daje mi możliwość kompleksowego zadbania także o dom. To właśnie z myślą o domu powstała linia kosmetyków: PERFECT HOUSE.


Kosmetyki dla domu to linia 8 produktów dedykowanych do różnych powierzchni:

* LEATHER - wyczyście meble skórzane, tapicerkę samochodową, skaj i ekoskórę


*FLOOR - do podłóg z płytek ceramicznych, gresu i PCV
 *BATHROOM -kompleksowo zadba o łazienkę; o: płytki, fugi, , powierzchnie ceramiczne, plastikowe i akrylowe


*WOODEN FLOOR - do parkietów i powierzchni drewnopodobnych


*FURNITURE - do mebli drewnianych i z laminatu


 *GLASS - do powierzchni szklanych


*KITCHEN - pomoże wysprzątać wszelkie powierzchnie kuchenne: zlewozmywaki, piekarniki, płyty indukcyjne i ceramiczne
*DISCHES - do naczyń, przypalonych garnków i patelni


Ponieważ jestem wzrokowcem niezwykle istotne jest dla mnie opakowanie...te są wyjątkowo ładne. Brązowa półprzezroczysta płaszczyzna z solidnego plastiku,z białą zakrętką pięknie wpasuje się w wystrój niejednej kuchni i łazienki. Nareszcie nie będzie trzeba upychać środków po szafkach ( Ja tak robiłam! Nic mi tak nie potrafi zepsuć odczuć estetycznych i odbioru pomieszczenia jak wzrokowo drażniący detal). Wzornictwo BARWY nie ustępuje skandynawskim produktom tego typu.

A te zapachy!!! Po raz pierwszy od wielu tygodni, ba  zaryzykuję stwierdzenie, że od wielu lat nie czułam się podczas sprzątania jak w perfumerii Sephora, gdzie od intensywności zapachów, zaraz od wejścia, kręci mi się w głowie. Nie oznacza to jednak, że Produkty BARWY są bezzapachowe. One pachną !!! ale nie na tyle intensywnie, że zaraz po otwarciu butelki miałabym ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Są miłe dla nosa i nieduszące co w moim przypadku zdecydowanie poprawiło komfort sprzątania.

Jestem z tych co czytają etykiety. W sferze moich zainteresowań jest nie tylko skład każdego produktu ale także wszelkie informacje dodatkowe, które chłonę jak gąbka. Na opakowaniach testowanych produktów rzuciły mi się w oczy: "RADY DLA NADGORLIWYCH".
Cóż to takiego?? Czy zdarza Wam się czasami ulec przeświadczeniu, że im więcej preparatu wlejecie do wody tym podłoga będzie czystsza i bardziej lśniąca, a uzyskujecie efekt odmienny do pożądanego??
Mam i  ja te grzeszki na swoim kobiecym  sumieniu!!!
Producent przypomina wszystkim Nieperfekcyjnym, że nadmiar środków czyszczących jest niewskazany, a nawet niepożądany...chyba, że z bezustannego sprzątania czerpiemy dziką, ekstatyczną przyjemność (UWIERZCIE ZNAM TAKICH ;-)).

Oczywiście pierwsze wrażenie jest niezwykle ważne. Może oczarować mnie opakowanie, bo przecież "je się oczyma" i to sprawia, że  podejmuję niemal natychmiastową decyzję o zakupie. Jednak tylko jakość jest tym, co sprawia, że produkty zostają z nami na dłużej. W  ostatecznym rozrachunku ZAWSZE stawiam na wnętrze. Cóż z tego, że produkt fajnie wygląda na kuchennej półce , jeśli jest kompletnie "do bani", a ja podczas sprzątania tracę siły, zapał i chęci do pracy??
Kilka godzin z sobotniego popołudnia  spędziłam na sprzątaniu domu na wsi.
Myłam okna , "gary", drewniane podłogi, płytki w łazience, czyściłam zlewozmywaki, baterie, brodzik i kabinę prysznicową. 
Cały dom lśni czystością: ze zlewu udało się usunąć brzydkie żółte zacieki, a z drewnianej podłogi zaschnięte ślady po gruncie do ścian - zwykle zeskrobywałam je z powierzchni nożem, a tym razem nie musiałam tego robić.
Kosmetyki sprawdziły się doskonale na każdej testowanej powierzchni. Mogę śmiało powiedzieć,
że wiele z nich ujrzałam we właściwych BARWA-ch.
Jeśli Was nie przekonałam lub po prostu chcielibyście sprawdzić działanie kosmetyków "na własnym domu" 
zapraszam Was do zabawy, w której nagrodą są produkty PERFECT HOUSE.


REGULAMIN KONKURSU:
1. ZABAWA trwa do 3 października do północy
2. Napisz, że bawisz się z nami w komentarzu pod postem.
3. Jeśli posiadasz bloga zabierz umieść banner na swoim blogu, a jeśli nie posiadasz pozostaw swój adres mailowy w celu identyfikacji.
4. Wysyłka nagrody na terenie Polski
5. Ogłoszenie wyników nastąpi 5 października 2016.

POWODZENIA!
Miłego dnia i wspaniałego weekendu.

OLA 



ZMIANY W LETNIM DOMU - CIĄG DALSZY

$
0
0
Do zamknięcia domu na wsi na zimę został jakiś miesiąc.
 Tydzień temu gdzieś między jednym ciastkiem, a drugim, pomyślałam sobie, że fajnie by było coś jeszcze zmodyfikować w sypialni.
COŚ to malowanie ścian ( przed nami), malowanie mebli ( w trakcie) i zmiana dodatków ( także w trakcie).
Nie pozostało mi nie innego tylko spinać poślady i zabrać się do pracy.
Chociaż kilka rzeczy już udało się zrobić ( przy niemałej pomocy bratanicy- dzięki Małgosiu).
to jednak pracy jest naprawdę sporo więc pewnie szybko efektu końcowego nie zobaczycie.

Zwykle kiedy zaczynam jakiś projekt to wydaje mi się, że zrealizuję swoje plany niemal od ręki. 
W trakcie prac jednak okazuje się, że farba schnie wolniej niż bym chciała, a nowy materiał na obiciu fotela nie układa się tak jak powinien. 
Nie tylko "problemy techniczne" dają w kość.
Czasem po prostu mi się nie chce, jestem zmęczona ciągłą bieganiną i życiem na pełnym gazie.
Od dwu miesięcy nie miałam w naszym letnim domu nawet kilku chwil wytchnienia, bo chwil tylko dla siebie mam całkiem sporo.
Nikt mnie nie zmusza do ciągłych metamorfoz, wręcz przeciwnie mąż bezustannie zachęca mnie do odpoczynku.
Nie jestem typem, który czerpie radość z leżenia!
Ja po prostu muszę być w ciągłym ruchu i czasem nawet kiedy ciało odmawia posłuszeństwa,
umysł stawia ciało do pionu.
Tak mam na treningach, tak mam podczas każdej pracy, której się podejmuję.
Balansuję na granicy i bywa, że tą granicę przekraczam.

wiejska sypialnia

Jeśli pamiętacie moją wiejską sypialnię to niemal od razu zauważycie, że zmienił się kolor szafek nocnych i łóżka. Wszystko ostatnio przemalowuję na szaro i...różowo. Szarość fajnie kontrastuje z bielą ścian i chociaż czasem wyobrażam sobie, że biel na ścianie znika i zastępuje ją jakiś inny kolor mój prywatny głos rozsądku ( MĄŻ, który po mojej minie jest już w stanie rozpoznać, że COŚ chodzi mi po głowie) sprowadza mnie na ziemię.

letni dom sypialnia

narzuta w kwiaty

Wersję sypialni tylko z kolorem niebieskim widzicie dzisiaj po raz ostatni. 
Narzuta już znalazła nowego właściciela, a ja znalazłam dla siebie coś prostszego i w innym kolorze.
Niebieski to nadal będzie kolor dominujący w naszym letnim domu ale będzie go znacznie mniej niż dotychczas.
Mamy z moim W. taki weekendowy zwyczaj. 
Mocna kawa po obiedzie, żeby się spać nie chciało. Nie wiem jak Was ale mnie pełen brzuch rozleniwia  więc ta kawa stawia na nogi. Po tym jak kawę przyniosłam do sypialni to zgoniłam męża z łóżka, bo przecież zdjęcia zrobić muszę. 
I co?? I zanim obfociłam KUBKI z kawą i nową pastelową TACĘ i nowe ustawieni łóżka i starą skrzynię przed nim; to kawy były już kompletnie zimne.
Tak wygląda życie z blogerką wnętrzarską ;-).

sypialnia na wsi

skzynia posagowa

W znacznym stopniu zmieniłam także rozkład mebli w sypialni. Skrzynię na pościel dostawiłam do łóżka i toczymy z mężem spory, która wersja była lepsza. On upiera się, że poprzednia. Ja, że aktualna. Może kiedy już uda mi się ogarnąć te zmiany w naszej sypialni i będę Wam mogła pokazać całość to wtedy rozstrzygniecie nasz mały spór. 
Witryna spod okna wyjechała na przeciwległą ścianę. 
W tym przypadku już nikt z nas nie ma wątpliwości, że w tym miejscu wygląda lepiej. 
Wreszcie widać, co siedzi w jej "brzuchu" i szklane szybki genialnie odbijają światło, 
co w przypadku ciemnej nory, którą zwykle bywa nasza sypialnia jest rzeczą bardzo ważną ;-).
Oczywiście wiem, że wolelibyście ją zobaczyć i sami ocenić ale 
 musimy poruszać się w sferze wyobrażeń, bo ja bardzo ale to bardzo nie lubię pokazywać niedokończonego projektu ;-).

Jesień w trakcie więc cieszę oczy iście jesiennymi dekoracjami.
Dynie ozdobne uwielbiam od zawsze i wiem, że to nie tylko dekoracja piękna ale i dość trwała.
Goszczą w naszym domu od kilku lat, zawsze w tych samych wybarwieniach: od zielonej, przez żółte aż do soczystego pomarańczu...to dla mnie takie jesienne barwy.

dekoracje jesienne

Tym razem dynie poustawiałam na stolikach nocnych i skrzyni, a część z nich wsadziłam do prostego białego metalowego KOSZYKA i postawiłam na kuchennym stole.
Niestety kwiaty słonecznika z trudem wytrzymały u mnie dwa dni, a żałuję, bo piękne!!!
Najpierw padły im zielone liście, które obrywałam już od piątku...w niedzielę kwiaty wyglądały jakby niejedno już przeszły.

jesienne dekoracje

pastelowa kuchnia


sypialnia w domu na wsi

Udało mi się też spełnić moje małe, wnętrzarskie marzenie. Faza na róż trwa u mnie w najlepsze więc w nowej kuchni nie mogło zabraknąć różowego ZEGARA.
No taki piękny on, jak cukiereczek.
A przy tym bardzo fajnie wykonany...metal, a nie żaden plastik.
Poprzednio miałam tutaj stary zegar, po babci. Kwiatowy wzór nadawał mu swoistego uroku. Niestety materiał (plastik fantastik) sprawiał, że nie był on moją ulubioną pamiątką po przodkach.
Z nieskrywanym entuzjazmem schowałam staruszka do kartonu i wyniosłam na strych.
Miejsce staruszka zajął produkt Marki IB LAURSEN, który znalazłam (podobnie jak koszyk, kubki i niebieską tacę) w sklepie SCANDISHOP

pastelowa kuchnia

pastelowa kuchnia

W sklepie SCANDISHOP znajdziecie produkty  48 marek. Pozwolę sobie przytoczyć nazwy chociaż kilku: IB LAURSEN, BLOOMINGVILLE, HOUSE OF RYM, JOSEPH&JOSEPH.
Sklep oferuje bardzo bogaty asortyment produktów we wszystkich kolorach: meble, lampy, rzeczy do przechowywania, tekstylia, dekoracje, czarne, białe, czerwone, niebieskie, różowe, szare.
Cieszę się, że podczas buszowania po wirtualnych sklepowych półkach zawęziłam poszukiwania do kilku kolorów, w przeciwnym razie nie wiem czy umiałabym się zdecydować.

1,  2,  3,  4

A już na koniec chciałabym Wam pokazać, jak magicznie czasem wygląda moja Chatka.
Lubię te jesienne popołudnia kiedy słońce wpada do kuchni przez okno lub do sypialni napełniając ją bursztynowym blaskiem. W minioną niedzielę udało mi się uchwycić MAGIĘ przy kuchennym oknie ;-).

kuchenne detale

wiejska kuchnia

wiejska kuchnia

Miłego dnia dla Was i pięknego tygodnia.

OLA

METAMORFOZA MOJEJ LETNIEJ KUCHNI _ FINISZUJEMY

$
0
0
Minęły dwa miesiące odkąd zaczęłam pracować nad zmianami w mojej wiejskiej kuchni.
Dziękuję, że byliście ze mną przez te kilka ostatnich tygodni.
Prowadziłam Was przez kolejne etapy remontu i wreszcie
 dobrnęliśmy do końca naszego kuchennego serialu.
W tym roku, w tym pomieszczeniu nie będzie  już żadnych zmian, a w przyszłym?? 
No cóż...z pewnością TAK. 
Nie lubię planować, bo życie niesie ze sobą różne niespodzianki i tak naprawdę to nie człowiek jest dysponentem swojego czasu.
Jeśli w przyszłym roku uda się kupić nową płytę gazową(teraz mamy tam kuchenkę na butlę) to wiejska kuchnia nie będzie wymagała już żadnych zmian. 
Płyta to nie jest gigantyczny wydatek i w skali całego remontu koszt tak naprawdę żaden ...ale jednak koszt.
W takich chwilach naprawdę żałuję, że mój budżet nie jest z gumy. 

kuchnia w domu na wsi


Ale do rzeczy.  
Co obejmowały prace w tym pomieszczeniu:

1. Metamorfoza części ze zlewozmywakiem

kuchnia w letnim domu

To według mnie najważniejsza część całego remontu kuchni...myślę, że gdyby nie decyzja o modyfikacji tej części, nie pomyślelibyśmy nawet o pozostałych zmianach w kuchni, a już z pewnością nie w tym roku
Metamorfoza tej części obejmowała: wymianę płytek, wymianę szafek, wymianę zlewu, przeróbkę "wody" i wymianę starego bojlera na nowy, wymianę zlewozmywaka i baterii kuchennej.
Większość prac staramy się wykonywać sami, jednak do tych trudniejszych trzeba zatrudniać fachowca.

letni dom na wsi

dom letni

wieszak kuchenny

dom na wsi

kuchenne detale

Nie chodzi o czas, którym dysponujemy w ograniczonej ilości ale o nasze umiejętności
Kiedy byłam w ósmym miesiącu ciąży...(lata świetle temu ;-)...porwaliśmy się z W. na samodzielne położenie gładzi...no była zabawa!!! Pozostały nam po niej na ścianach góry i doliny i ostatecznie,  za usługę trzeba było zapłacić komuś, kto się na tym znał ;-).

Nad drewnianą szafka powiesiłam skrzynki ze starego drewna i dla mnie był to strzał w 10. Nie dość, że zyskałam miejsce do przechowywania to jeszcze ten fragment kuchni nabrał przytulności ;-)

stare skrzynki

stare skrzynki

O zmianach w tej części pisałam TUTAJ.

2. Malowanie ścian

Kiedy część pierwsza projektu została ukończona zabraliśmy się za malowanie ścian. Poprzednio w kuchni mieliśmy bardzo jasny odcień beżowego. Dopiero po nałożeniu trzech warstw farby nie zauważyłam ciemniejszego odcienia w narożnikach. I tak jak po przemalowywaniu sypialni ze zgaszonej żółci na biel, pod koniec prac stwierdziłam: Nigdy więcej inny kolor niż biały nie zagości na moich ścianach!!!

3. Malowanie kredensu

metamorfoza kredensu


rozchodniki

szary kredens

Kredens pomalowałam pomiędzy nakładaniem kolejnych warstw farby na ściany.
Do malowania kredensu użyłam farb ANNIE SLOAN ze sklepu PATYNOWY i koloru PARIS GREY.
Po nałożeniu dwu warstw farby i zabezpieczeniu całości bezbarwnym woskiem, kredens zaopatrzyłam w cudne gałeczki od REGAŁKI.
O malowaniu kredensu pisałam TUTAJ.

4. Odnawianie szafki kuchennej po babci

Szafka jest wprawdzie w kilku częściach paździerzowa ( jejku jak nie lubię!!) ale stabilna i po zmianie nóżek i okropnego brązowego koloru na różowy oraz uchwytów na takie bardziej trendy, wygląda naprawdę dobrze.
W szafce wymieniliśmy też blat na bukowy.

stary piec

stara szafka

Aktualnie szafka skrywa butlę gazową, kiedyś wodę do picia i ręczniki papierowe.
Z boku szafki przykręciłam haczyk, na łapki i rękawice kuchenne

Jeśli jesteście ciekawi jaką metamorfozę przeszła szafka zapraszam TUTAJ.

5. Odnawianie stołu kuchennego

stary dom na wsi

Tej części zupełnie nie było w planach. Jednak biały blat kuchennej szafki po babci ostatecznie przekonał mnie do modernizacji także i stołu. W tej sposób w jedno sobotnie popołudnie stół także  zmienił swój wygląd i jest teraz biało szary...do nowej kuchni pasuje idealnie.
O materiałach, których użyłam podczas tej metamorfozy i kolejnych etapach prac pisałam TUTAJ.

6. Odnawianie pieca kaflowego.

Najbardziej żmudne zajęcie ever. Najpierw wydłubywałam starą zaprawę spomiędzy kafli, a potem uzupełniałam ją na nowo. Gotowa zaprawa szamotowa ma konsystencję plasteliny ale nie jest tak jak plastelina plastyczna. Żeby upchnąć ją miedzy kaflami trzeba sporo siły i jeszcze więcej wyczucia.
Pozycja "w kucki" lub z na wpół zgiętymi plecami to nie lada sprawdzian dla odcinka lędźwiowo krzyżowego kręgosłupa. Pomimo tego, że ćwiczę częściej niż trzy razy w tygodniu ;-) tych prac mój kręgosłup nie wytrzymał..
Praca nad piecem zajęła mi 9 godzin. Rozłożyłam ją na 3 dni...Trzy godziny dziennie, trzy dni z rzędu okupiłam kilkudniowym leżeniem w łóżku.

stary piec kaflowy


Dodatkowo przemalowałam biało żaroodporną farbą stare drzwiczki. Może nie wyglądają idealnie ale też nie chodziło mi o osiągnięcie ideału...w każdym razie piec teraz nie straszy...mogę nawet napisać, że całkiem przyjemnie się na niego patrzy. Na piecu, jego górnej części swoje miejsce znalazła stara decha, a na niej wszystkie niezbędna kuchenne przydasie.

kuchnia na wsi


7. Dodatki, dodatki

Dobór dodatków to z kolei najcudowniejsze zajęcie pod słońcem. To etap prac wieszczący szybki koniec danego projektu. To coś co wprawia mnie w stan ekscytacji. Jak to stwierdził mój mąż: "Musi być nieźle naciukane, żeby było po żonusiowemu " co oznacza, że nie lubię pustki...kręcą mnie nowe kubki, chlebaki, zegary i rękawice kuchenne...tace, podkładki i  wazoniki darzę uwielbieniem nieprzeciętnym ;-).

O chlebaku i pastelowych pojemnikach ze sklepu SMUKKE pisałam TUTAJ



O dodatkach ze sklepu SCANDISHOP  TUTAJ



A o niebieskich dodatkach, które przyjechały do mnie ze sklepu VANILLE MYNTE jeszcze napiszę ;-).


Miłego dnia dla Was i wspaniałego weekendu.

OLA


ŁAPACZ SNÓW - ROMANTYCZNY DODATEK DO SYPIALNI

$
0
0
Nigdy nie byłam fanką koloru różowego.
Kiedy moje koleżanki nosiły zwiewne sukienki, ja zakładałam  podarte jeansy oraz nabijaną ćwiekami koszulkę własnej produkcji i pędziłam na podwórko, gdzie przeistaczałam się w członka dziecięcej bandy.
Ganiałam z patykami bawiąc się w "wojnę" i strzelałam wyimaginowanymi pociskami do moich kolegów, grałam w "pokrywkę" i "podchody",
wspinałam się na drzewa i uczestniczyłam w  plemiennych naradach; jako "Bystra Strzała" wypaliłam niejedną fajkę pokoju.
Sińce i otarcia na nogach były moim znakiem rozpoznawczym(prawdę powiedziawszy są nim do dzisiaj).
 Moim pierwszym przyjacielem był Karol, który mieszkał piętro niżej,
a w szkole podstawowej nie zawiódł mnie nigdy Mariusz.
Byłam chłopczycą, a umiłowanie do: spodni, skórzanych pasków, czaszkowych wzorów i metalowych ozdób zostało mi do dzisiaj.
W sukienkach nadal nie czuję się dobrze... mam do nich taką awersję, że jak już decyduję się jakąś założyć to marudzę mężowi, żem koślawa i niezgrabna i nic na mnie nie pasuje czym doprowadzam go do szewskiej pasji.
Ola w sukience to widok naprawdę rzadki ;-).

Nie mam córki, być może łatwiej byłoby mi zaakceptować moją obecną słabość do różu. 
Dziecko(własne) w pewien sposób zmienia kobietę...odkąd urodził się F. po romansidła nie sięgam z obrzydzeniem i nawet zdarza mi się ryczeć na bajkach, jestem subtelniejsza( niekoniecznie w języku ;-)) i bardziej wyrozumiała.
U progu 38 roku życia doznałam olśnienia. Jeb...spadło na mnie znienacka, pewnego lipcowego popołudnia, kiedy przeglądałam w sieci projekty kolorowych kuchni.  Róż nie jest bee i fuj!!!
Wygląda naprawdę spoko!
Nie jest to odkrycie na miarę Kopernika, z którego będą czerpać przyszłe pokolenia
ale dzięki niemu nabrałam świadomości, że nie taka ze mnie harda,  rockendrolowa baba za jaką się miałam.
 Wyłazi na wierzch moja słodka, romantyczna  natura...zbudziła się z zimowego snu; wyrwała się spod kolana, którym dogniatałam ją w latach poprzednich.
Nie wyobrażam sobie, że zacznę nosić kiecki w "barbiowym" różu i ,że ściany oraz połowę domu na wsi przemaluję na różowo (ale 1/3 to chyba przemaluję ;-))...
Wprowadzam kolor w niewielkich ilościach: najpierw do kuchni, a teraz przy okazji modernizacji sypialni  także i do drugiego pomieszczenia
Maluję pomieszczeniom rumieńce, bo dla mnie kropla tego koloru we wnętrzu jest jak zawstydzona dziewczyna z rumieńcem na policzku( w tym wydaniu właśnie!!!) - synonimem świeżości.

Przed Wami słodki niczym wata cukrowa projekt.
Nie ostatni, bo jeśli chodzi o róż stać mnie na  więcej i będziecie mieli okazję się o tym przekonać.
W projekcie są i i mój nowy "ulubiony"kolor i delikatne koronki i odrobinę gwiazdek i jasne drewno.
Bawełna, bawełna i jeszcze raz bawełna.
Moim skromnym zdaniem nic tak nie potrafi zepsuć fajnego projektu łapacza jak połyskujące wstążki.
Kojarzą mi się ze skarpetkami zakładanymi do sandałów i białym biustonoszem pod czarną prześwitująca bluzką...ze  złym gustem.
Oczywiście wiem, że zwolenników połyskliwych detali jest tylu ile jest mrówek w mrowisku albo i jeszcze więcej.
U mnie w każdym razie połysk tylko na święta...tylko wtedy jest dla mnie strawny i do przyjęcia ( w niewielkich ilościach).

Rzut kamieniem od miejsca, w którym pracuję mam giełdę kwiatową. 
Na giełdzie są kwiaty, kwiaty i ... kwiaty(jesteście pewnie bardzo zaskoczeni) ale także: szwarc, mydło i powidło.
Nie brakuje  przedmiotów wykonanych w odmiennej od mojej stylistyce w obecności, których cierpi mój zmysł estetyczny.
 Wśród wszechobecnej tandety, skropionych brokatem wiązanek ze sztucznego kwiecia i malutkich cherubinków z gipsu wypatrzyłam jednak coś,  co wykorzystałam w swoim nowym projekcie. 
A mianowicie koronki bawełniane po 3 zł/ za 4 metry i bawełniane wstążki z postrzępionymi bokami we wszystkich kolorach świata...wyglądają nieco jak stara, sprana i podarta na paski pościel lub jak bawełniana halka nocna mojej babci i pewnie przez to swojskie skojarzenie z przeszłością tak  bardzo mi się spodobały.

romatyczny łapacz snów

romatyczny łapacz snów

To nie pierwszy raz kiedy robięŁAPACZ SNÓW. 
Poprzednio plotłam go ze sznurka na okręgu  i taką wersję ŁAPACZA możecie zobaczyć TUTAJ, tym razem postanowiłam ułatwić sobie znacznie sprawę. 
Na "szmatach" kupiłam starą, gigantyczną, robioną na szydełku serwetę. 
Boki serwety były podziurawione i poplamione ale najbardziej zależało mi na jej  środku więc te 3 zł za produkt wybrakowany mogłam wydać ;-).

romatyczny łapacz snów

W poprzedniej wersji z tamborka do haftowania wykorzystałam tylko jedną część. Tym razem rozpięłam serwetę na tamborku, zupełnie w taki sposób, w jaki napina się materiał do haftowania.
Na tym etapie trzeba zadbać, żeby serweta był dobrze i równomiernie naciągnięta ( zależało mi na symetrycznym wzorze).

romatyczny łapacz snów

Kiedy już zabezpieczyłam materiał przed przesuwaniem się drugą częścią tamborka ucharatałam nadmiar serwetki nożyczkami, a potem, żeby to wszystko jako tako wyglądało podkleiłam ucięte końce klejem.
W domu akurat miałam taki jak na zdjęciach, ale mogę powiedzieć, że jest do dupy i zdarzyło mi się używać znacznie lepszych.
Jeśli macie kupować jakiś specjalnie to polecam MAGIC.
Do okręgu przymocowałam także za pomocą kleju kilka niedbale powiązanych wstążek...trzy razy...rzucając przekleństwami na prawo i lewo ( wszystko przez klej!!!) 

romatyczny łapacz snów

Gotowy łapacz wygląda całkiem nieźle.
Tym bardziej, że jest to projekt na niedziele popołudni: mało stresujący ( gdyby nie ten klej!) i mało absorbujący.

Koszt projektu to około 40-stu złotych. Jednak zostało mi jeszcze sporo bawełnianych wstążek, których pewnie  użyję nie raz, a nawet jeśli nie użyję, to są dość dekoracyjne na tych kartonowo, drewnianych szpulkach i same w sobie są piękną ozdobą

romatyczny łapacz snów

romatyczny łapacz snów

romantyczny łapacz snów

romatyczny łapacz snów


Łapacz będzie nową ozdobą mojej wiejskiej sypialni. Bardzo jestem ciekawa czy uda mi się osiągnąć zadowalający efekt.
Tymczasem miłego dnia dla Was i pięknego weekendu.

OLA

romantyczny łapacz snów


JESIEŃ W NIEBIESKIM KOLORZE

$
0
0
W piątkowy wieczór po dwu tygodniach nieobecności zawitaliśmy do naszego letniego domu.
Temperatura na zewnątrz wskazywała 7 stopni Celsjusza,  wewnątrz było nieco lepiej.
W domu słupek rtęci zatrzymał się na dziesiątej kresce i uwierzcie w takiej temperaturze,  nie mogłam czuć się komfortowo.
Wbrew temu co mówi biologia o termice człowieka jestem przekonana, że bliżej mi do żaby niż istoty ludzkiej, wszak kiedy zimno zapadam w stan odrętwienia i w sumie mogłabym ukryć się w jakiejś norce lub szczelince i tak przetrwać zimę.
W naszym domu było zimno!!!
 Zimno na tyle, że przez kilka godzin musieliśmy chodzić w kurtkach.
Dopiero około godziny 23 temperatura przekroczyła magiczną granicę 15 stopni ale  wtedy już trzy kaflowe piece hulały na całego.
Kiedy ja krzątałam się po kuchni (trochę z obowiązku, a trochę dlatego żeby poprawić sobie krążenie),
Franek zagrzebał się w: koce, kołdry i poduszki; które wskutek jego działalności przeistoczyły się tego wieczora w coś na kształt niedźwiedziej gawry. Zajęci sprawami około domowymi  nawet nie zauważyliśmy, że zasnął w barłogu, na wielkim fotelu.  
Kiedy kładliśmy się spać w domu było nadal dość rześko, 
a ja żałowałam
 że nie jestem kowbojem na dzikim zachodzie  i nie mam na wyposażeniu Long Johnów,  które szczelnie otuliłyby moje zmarznięte ciało. Na szczęście długie spodnie i wysłużony polar były na podorędziu i tym sposobem udało mi się przetrwać noc.

Poranek był przyjemniejszy, bez chłodu wkradającego się w każdy domowy kącik.
Jeśli kto myśli, że na wsi się odpoczywa to...mija się z prawdą o lata świetlne.
Prace domowe i ogrodowe pochłaniają każdą chwilę, szczególnie kiedy ma się do dyspozycji dwa dni w siedmiodniowym tygodniu.
Tym razem także nie miałam wolej soboty.
Dłubałam przy fotelu, w pozycji w kucki więc po kilku godzinach pracy byłam stworem zależnym całkowicie od męża...z trudem się wyprostowałam, położyłam...
Jednak jak zawsze efekt, który udało się osiągnąć szybko pozwolił zapomnieć o niedyspozycji.

Za oknem rozpanoszyła się jesień.
Widać ją w pożółkłych i czerwonych liściach, po szaro burych polach, po wyschniętych kikutach łąkowych kwiatów, po kasztanach znajdowanych pod drzewem i wrzosach na przydomowej grządce.
Nawet  na wpół dziki kot - towarzysz naszych weekendowych w Chatce pobytów, zmienił garnitur na cieplejszy i wygląda jak puchata kulka, a mimo to pcha się do domu "na chama", żeby chociaż przez chwilę odpocząć od chłodu za oknem.

green gate ceramika

Jesień w Chatce ma kolor niebieski.
Wszystko za sprawą ceramiki Marki GREEN GATE w kobaltowo niebieskie wzory.
Mam do marki niebywałą słabość.
Podobają mi się: herbaciane dzbanki, fikuśne cukiernice, pojemne filiżanki z ergonomicznym uszkiem, jajeczne kieliszki, kawowe kubki,które często wykorzystuję niezgodnie z przeznaczeniem, talerze, talerzyki deserowe i malutkie, zdobne ceramiczne łyżeczki.
Ale Green Gate to nie tylko piękna, najwyższej jakości ceramika,
to także tekstylia: ściereczki, serweteczki, boskie rękawice kuchenne, kobiece fartuszki, dywaniki, cieplutkie pikowane pledy.
Zachwycają mnie wzory i kolory: kółka, paski, kwiatki, heksagony, gwiazdki, róże, czerwienie,  żółcie, zielenie, szarości i wszystkie odcienie niebieskiego.
Tyle kolekcji ile kobiecych pragnień!
Katalogi na nowy sezon, na które zawsze poluję,  przenoszą mnie w bajkową krainę za Zieloną Bramę, w której znikam na długie godziny.

Ceramiczne, tekstylne i metalowe  nowości przyjechały do mnie ze sklepu VANILLE MYNTE. 
Sklepik malutki ale asortyment szeroki i zróżnicowany.
Znajdziecie tutaj wszystko o czym pisałam powyżej, a nawet dużo więcej.
Szperajcie, szukajcie, wybierajcie!!!
Jeśli podobnie jak ja macie na punkcie marki gigantycznego fioła Właścicielka przygotowała dla Was fajną promocję.
Od dzisiaj do 16.10 na hasło: AUTUMN wszystkie produkty GREEN GATE taniej o 25%


green gate ceramika

green gate ceramika

green gate ceramiki

W życiu cenię  umiar więc te strojne wzory zestawiam zawsze z siermiężnymi druciakami, które mają dla mnie swoisty urok. Upycham w nich:dynie, owoce, ciastka, śniadaniowe bułki, kwiaty, bo lubię kiedy wszystko ma w domu swoje miejsce...nawet jeśli tylko na chwilę.
Bywa, że z szeregu zastosowań wybieram to dedykowane dla danej rzeczy i na podstawce pod gorące naczynia postawię dla odmiany gorący garnek ;-).Ale to zdarza się niezwykle rzadko, bo lubię też indywidualność.

green gate ceramika


Ogarniam dzięki druciakom domowy chaos.
Do niedawna piec był składem pierdół wszelkich...odchudziłam nieco to miejsce z rzeczy i dzisiaj wygląda znacznie lepiej.

green gate ceramika

Tworzenie przyjemnych dla oka obrazów to takie moje małe skrzywienie.
Mogę bez końca układać i przekładać przedmioty, aż uzyskam zadowalającą aranżację.
Czasem wystarczy mały element, kropla koloru na monochromatycznym tle: kolorowa rękawica kuchenna albo wzorzysta szczotka do zmywania i uznaję obraz za tymczasowo skończony.

green gate ceramika

green gate ceramika

Lubię zmiany ale drobne, nie spektakularne. Takie, które nie stawiają mojego życia do góry nogami,
Nie mogę sobie odmówić drobnych przyjemności: kilku kubków, nowych kwiatów w domu, innego  koloru ścian...To takie nieszkodliwe radości, z których nie chcę rezygnować.
W ostatnim czasie w kilka chwil wymyśliłam sobie zmiany w naszej wiejskiej sypialni.
Mnóstwo pracy ale wycisnę z siebie ile się da i skończę projekt, chociaż niektórzy myślą, że nie dam rady ( o Tobie mężu piszę). Mój trener mawia: "Jeśli nie Ty, to kto??" i to zdanie powoduje, że spinam poślady i działam. Jestem zmotywowana i zawzięta więc nie odpuszczę. Trzymajcie kciuki za powodzenie.

Miłego dnia i wspaniałego tygodnia

Ola

green gate ceramika

Drabina we wnętrzu - hit czy kit??

$
0
0
Moda na drabiny we wnętrzu trwa  od dobrych kilku lat.
W blogosferze roi się od drabin...niemal każdy szanujący się bloger wykorzystuje drabiny w swoich stylizacjach. Mamy wieszaki na pledy i ręczniki, stojaki na bawełniane  kuleczki i wszelkiej maści sznury świetlne oraz wieszaki na ulubione magazyny na przykład:wnętrzarsko kulinarne..
Broniłam się przed drabiną rękami i nogami. Broniłam się jak w lany poniedziałek przed kubłem wody wylanym na głowę lub jak w tłusty czwartek przed zjedzeniem piątego pączka.
Nie chciałam wpuścić jej do domu, zatrzaskując za każdym razem kiedy pojawiła się na horyzoncie,  drzwi  przed jej nosem.
Z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień moja niechęć do drabin topniała jak resztki śniegu na trawnikach wiosną - systematycznie i nieubłaganie.
W ostatnich tygodniach września zabrałam się na przeistaczanie starego fotela w małe, szare cudo. Kiedy był gotowy ustawiłam go w nowym miejscu(#dobrazmiana ??) w sypialni na wsi i stwierdziłam, że sam fotel mimo, że przecudnej urody to zdecydowanie za mało.  Na taboretach w naszym domu rzadko sadzamy cztery litery, bo najczęściej wykorzystujemy je niezgodnie z przeznaczeniem ( taborety a nie tyłki ;-)). Jeden z takich taboretów odmieniłam niedawno przy pomocy farby kredowej AS w odcieniu Napoleonic Blue.  Z pewnością stary niebieski taboret byłby genialnym stoliczkiem pomocniczym ale nie dałam mu najmniejszej szansy, żeby zaistniał w tej roli...przymierzyłam go tylko do fotela, żeby odzyskać sposób ducha i utwierdzić się w przekonaniu, że intuicja nadal mnie nie zawodzi (#chrzanieskromnosc) i  że w tym miejscu taboret będzie produktem zupełnie nietrafionym. Nie mam teraz wprawdzie, gdzie odłożyć kubka z kawą, ewentualnie słodkiego, popołudniowego CO NIE CO, co może być bardzo problematyczne kiedy akurat czytam książkę i akurat trzeba przewrócić kartkę...ale ergonomii  nie ceniłam nigdy zbyt wysoko. W butach na wysokim obcasie też bolą mnie nogi i wcale mnie to nie  powstrzymuje przed zakładaniem ich.
Kiedy tylko myśl o zagospodarowaniu sypialnianego kąta drabiną zrodziła się w mej głowie,  poczułam jak opuszcza mnie UNIKATOWOŚĆ. Wydawało mi się, że jest nam z sobą całkiem dobrze ale tak naprawdę nasz związek był tylko grą pozorów. Przestało się nam układać dawno temu, kiedy zrobiłam sobieŁAPACZ SNÓW(  w myśl zasady: ma dziad i baba, więc i ja mam) i zaczęłam przemalowywać meble na szaro.

DIY, romantyczna sypialnia
Zaakceptować fakt, że jesteś nudny jak flaki z olejem i działasz odtwórczo nie jest łatwo ale jak się to już zrobi to potem jest dobrze, lepiej i coraz lepiej. 
Drabina, która stoi koło fotela nie jest ani za duża, ani za mała...taka w sam raz.
"W sam raz" jest pojęciem szerokim niczym bary gladiatora.
Nie chciałam w nowej sypialni rustykalnej  czy nawet solidnej,drewnianej drabiny z marketu budowlanego.
Nie dlatego, że mi się nie podobały. Uznałam, że z ludwikowskim dwudziestoletnim "antykiem"  o obłych kształtach, " ciężka" drabina stworzyłaby mariaż z pogranicza śmieszności. 
Z kolei niektóre drabinki dostępne na rynku przypominają raczej  podpórkę dla kwietnych łodyg niż przedmiot, który warto zaszczycić spojrzeniem...dodam, że ceny tych produktów K-O-S-M-I-CZ-N-E.

Moja drabina ma 160 cm wysokości i 46 cm szerokości ...tak jak pisałam wcześniej "w sam raz".
To produkt idealny na nasze potrzeby, niekoniecznie idealny sam w sobie, a koszt jej wykonanie nie przekracza  50 zł.
DIY, romantyczna sypialnia

Do wykonania drabiny potrzebujemy:
Dwie kantówki 5cmx2cm długość 2 metry - 2 sztuki
Drążki o średnicy 2,5 cm długość 1 metr  - 2 szt ( tak sobie wymyśliłam że poprzeczne szczebelki chcę mieć obłe, a nie kanciaste)
Szpachla do drewna do uzupełnienia ubytków
Wiertło łopatkowe o średnicy odpowiadającej średnicy drążka (nasze wiertła to jakaś chińska tanizna 12 zł za 5 sztuk, coś na kształt wierteł jednorazowego użytku...do dupy...słabo się nadają do sosny, która jest przecież mięciusieńkim drzewem ;-).

DIY, romantyczna sypialnia

Najpierw docinamy kantówki na pożądaną długość.
Drążki dzielimy na 45-cio centymetrowe odcinki.
Na kantówkach znaczymy miejsce, w którym zaczniemy wiercić pierwsze otwory od góry ( u nas 40 cm od końca kantówki), a  następnie miejsca, w których będziemy wiercić ostatnie otwory. Na powstałym w tej sposób odcinku wyznaczamy jeszcze dwa miejsca gdzie wiercimy, wiercimy i wiercimy ;-).

DIY, romantyczna sypialnia

DIY, romantyczna sypialnia


Wiercimy dosyć głęboko. Niemal na wylot.
A jednak nie na wylot ;-).

W naszym projekcie nie używamy kleju więc zamiast kleju musimy użyć czegoś innego.
Klej kosztuje, a mężowa siła nie kosztuje.
Skoro mam coś za darmo to warto to wykorzystać...wyszła ze mnie natura krakowskiego centusia,
,a jak mówią z naturą nie wygrasz.

W powstałe podczas wiercenia otwory wbijamy drążki...najpierw z jednej strony, a potem z drugiej. Wchodzą dość ciężko i ten etap prac z pewnością nie jest przeznaczony dla przeciętnej kobiety.
Kiedy już wśród szeregu przekleństw i złorzeczeń półprodukty zyskają postać drabiny musimy zatkać dziurki powstałe podczas wiercenia w ramie - szpachlą do drewna.

A kiedy szpachla wyschnie i zostanie wyszlifowana przystępujemy do stylizacji.
Ponieważ z pewnego projektu, a mianowicie z odnawiania kuchennej szafki TUTAJ, zostało mi sporo różowej farby stwierdziłam,
że moja drabina będzie właśnie w tym kolorze, ale wyjątkowo bez żadnych przecierek.

A oto jak drabina prezentuje się po malowaniu  w otoczeniu średnio starego fotela.

DIY, romantyczna sypialnia

DIY, romantyczna sypialnia



 To, że na drabinie będą wisieć bawełniane kuleczki wiedziałam od dawna.
Do swojej romantycznej sypialni wybrałam następującą kombinację:
biel, jasną szarość, pudrowy róż i mix grey.
Mój sznur pochodzi ze sklepu COTTONOVE LOVE,
kuleczki są sztywne przez co naprawdę trudno je odkształcić i przez to są naprawdę dobrej jakości.


Ta drabina i "kulki" to tylko jeden z elementów wystroju nowej sypialni.
Sypialnia jest bardzo kobieca, jest w niej sporo różu ale o dziwo mój mąż wcale nie narzeka na dobór kolorów.
Bądźcie czujni, bo lada moment zaproszę Wam do jej obejrzenia.
Miłego poniedziałku i wspaniałego tygodnia.

OLA


ROMANTYCZNA SYPIALNIA W DOMU NA WSI

$
0
0
Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile weekendowych wyjazdów do domu na wsi przed nami. Jak pewnie pamiętacie nasz dom na wsi, na zimę zostanie zamknięty, bo po 5 dniach nieobecności (praca i szkoła w mieście), kiedy temperatura na zewnątrz spada poniżej zera, nie bylibyśmy w stanie nagrzać starych murów do temperatury w której można normalnie egzystować. Bardzo się wobec tego cieszę, że udało mi się skończyć remont naszej letniej sypialni.
Ze starym domem jest trochę jak z dzieckiem. Dbamy o nasze dziecko, karmimy,  myjemy, zakładamy "cieplejsze rzeczy" kiedy pierwsze chłody za oknem. Czasem jednak pomimo naszych starań dziecko zaczyna chorować.
Nasz stary dom zachorował. Ściany w przedpokoju  toczy grzyb, a miałam nadzieję, że poradziliśmy sobie z tą niszczycielską "chorobą". Na wiosnę skuliśmy tynki, dokładnie wysuszyliśmy mury, zlaliśmy całość środkiem grzybobójczym. Na początku września ścianę naprawiliśmy zgodnie ze sztuką. Grzyb podstępnie ukryty jednak znów zaatakował .  Wilgoć w ścianie może znacznie osłabić konstrukcję, a niechciany "lokator"nie jest bezpieczny dla zdrowia - zmartwienie jest więc duże. Na dodatek nie wiemy gdzie szukać przyczyny problemu, bo dach wydaje się być szczelny.
Wprawdzie nie to jest tematem dzisiejszego posta ale ponieważ traktuję blog jako swoisty pamiętnik, nie mogłam o tym nie wspomnieć.

 Przedstawiam Wam naszą odmienioną, letnią sypialnię.
Nasza sypialnia jest teraz bardzo kobieca. Znajdziecie w niej bardzo dużo różu, na punkcie którego oszalałam w letnim sezonie i trwam w szaleństwie z uśmiechem na ustach. Pisałam już o tym kiedyś, ale napiszę raz jeszcze: kropla różu sprawia, że w pomieszczeniu pojawia się energia, której ostatnio bardzo potrzebuję. Zależało mi też na tym, żeby i mój mąż, z którym tę sypialnię dzielę czuł się w niej dobrze więc róż połączyłam z szarością. Szare dodatki udało mi się nabyć w bardzo okazyjnych cenach na wyprzedażach w H&M Home. Większość starych, niepasujących dekoracji znalazła nowych właścicieli więc nie pozostaje mi nic innego jak bardzo Wam podziękować, że zechcieliście je przygarnąć.
To też dzięki Wam udało mi się zrealizować mój plan w 100%.

dom na wsi, letni dom

Co trzeba było zrobić aby zrealizować moją wizję nowej, romantycznej sypialni??

1. MALOWANIE ŚCIAN - dotychczas ściany były białe i są ...białe. Nie chciałam innych kolorów, bo już wiem, że biel jest cudownym tłem do kolorowych dodatków ( a nie mam żadnej gwarancji, że za kilka lat nie zechcę przemalować mebli na kolor czerwony ;-)). Kiedy malowaliśmy ściany poprzednim razem ( jakieś cztery lata temu) okazało się, że trzy warstwy białej farby nie pokryły całkowicie poprzedniego koloru( coś pomiędzy ciemnym żółtym, a pomarańczem. Daliśmy za wygraną, obiecując sobie, że uda nam się kiedyś pomalować ściany jak należy. W tym roku nadszedł odpowiedni moment. 
O malowaniu ścian jeszcze napiszę, bo malowałam produktem, którym jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.

2. MALOWANIE STOLIKÓW NOCNYCH , ŁÓŻKA, SKRZYNI oraz WYMIANA GAŁEK MEBLOWYCH.

Większość mebli w mojej Chatce odmieniłam przy pomocy  farb kredowych ANNIE SLOAN ze sklepu PATYNOWY. Uznałam, że farby kredowe to najszybszy sposób, żeby odmienić wygląd zastanych mebli. Chciałam wyeliminować szlifowanie, bo harmonogram prac był naprawdę napięty. Do metamorfozy sypialni użyłam trzech kolorów: PARIS GREY(malowałam nim też kredens TUTAJ), ANTOINETTE (cudowanie pudrowy róż) oraz malutki słoiczek NAPOLEONIC BLUE, który mieszałam z innymi posiadanymi kolorami uzyskując w ten sposób kolor niebieski w różnych odcieniach. Do zrobienia wzorów na skrzyni, użyłam szablonu. Zależało mi aby wzór nie był babciowy i  żeby nie zdominował całej skrzyni.

dom na wsi, letni dom

Proste drewniane łóżko i ikeowskie "oblatane" nocne stoliki , pięknie wyglądają w kolorze szarym. Lekkie przecierki dodają im  tylko uroku.

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom


dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

 Przy malowaniu skrzyni postanowiłam nieco zaszaleć. Skrzynia została ubrana w kolor Antoinette i ozdobiona szablonem. Nie wiem czy jest to lepsza wersja poprzedniej niebieskiej skrzyni ale wpisuje się pięknie w nowy look pokoju. Do zrobienia wzorów na skrzyni, użyłam szablonu. Zależało mi aby wzór nie był babciowy i  żeby nie zdominował całej skrzyni. Z Pracowni Patynowy wybrałam TEN.

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

Prawie wszystkie meble (prócz fotela) wyposażyłam w gałki ze sklepu REGAŁKA
Ze względu na szeroki asortyment sklepu, bardzo ciężko było mi się na coś zdecydować. 
Po wielu dniach spędzonych na rozważaniu co raz to nowych opcji, ostatecznie zdecydowałam się na gałki w KROPKI. Wszystkie kolorowe, w białe plamki.
I wydaje mi się, że był to strzał w dziesiątkę.

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

3. TAPICEROWANIE I MALOWANIE FOTELA

To chyba była, najbardziej praco i czasochłonna część metamorfozy sypialni
ale efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania ;-). Nad metamorfozą fotela pracowałam dwa weekendy, po kilka godzin dziennie. Niestety nie mogłam się skupić tylko na tym jednym zadaniu, bo równolegle malowałam jeszcze ściany i pozostałe meble w sypialni.
Drewnianą ramę odmieniłam przy pomocy farb kredowych, a nowe ubranko powstało z tkanin ANNIE SLOAN. Szerzej o tej metamorfozie napiszę w następnych postach.

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

4. ZMIANA ROZMIESZCZENIA MEBLI

Drewniana witrynka wylądowała pod ścianą. Kiedy stała w pobliżu okna zabierała sporo światła. W miejsce witrynki postawiliśmy fotel i  zaraz zrobiło się dużo jaśniej. Stara skrzynia wylądowała przed łóżkiem i toczymy z mężem bój, które ustawienie jest lepsze ( ja upieram się, że aktualne).

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

5.WYMIANA DODATKÓW

Napisałam już wcześniej, że pozbyłam się części starych dodatków, a za odzyskaną forsę kupiłam nowe, bardziej pasujące. Niektóre elementy wykonaliśmy sami, bo jeśli coś mogę zrobić sama to niekoniecznie chcę(chociaż mogłabym) wydawać na nie pieniądze. Mam w sypialni własnoręcznie zrobioną drabinę(INSTRUKCJA TUTAJ) i łapacz snów (INSTRUKCJA TUTAJ).
Oczywiście rzeczy z którymi wiążą się jakieś miłe wspomnienia albo też pamiątek po dziadkach nie zamierzam się pozbywać ( dlatego nie piszcie mi, że zamiast starych obrazów lepsze byłyby inne, stara lampa też pozostanie z nami ...chyba na zawsze).

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

dom na wsi, letni dom

Dzisiaj postanowiłam nie zanudzać Was zbytnio moim ględzeniem.
W spokoju obejrzyjcie zdjęcia, których jest bardzo dużo.
A jak już dokładnie zwiedzicie sypialnię to
będzie mi miło jeśli zechcecie podzielić się ze mną opinią czy aktualna wersja sypialni przypadła Wam do gustu.

I małe porównanie:


Miłego tygodnia

OLA

dom na wsi, letni dom





KONKURS BARDZO CICHY ODKURZACZ -ULTRASILENCER ZEN

$
0
0
Moje miasto to wprawdzie nie Nowy York, ale jednak jedno z największych miast w Polsce. W pobliżu miejsca gdzie mieszkamy, znajduje się bardzo ruchliwa miejska ulica, którą praktycznie przez cały dzień przemieszcza się sznur samochodów, zderzak w zderzak. Jeśli nie muszę, unikam bezpośredniego zetknięcia z "ulicą", bo jest tutaj głośniej niż w ulu - miejski szum od dawna mnie męczy.
Chociaż od tej ruchliwej ulicy odgradza nas ściana zieleni i spory teren  poprzecinany budynkami mieszkalnymi -  nie tłumi to większości miejskich odgłosów. Zewsząd atakuje nas hałas: w drodze, w pracy, na zakupach. Życie w zgiełku to dla mnie niewątpliwe wady życia w mieście. 
 W miejskim rytmie nie czuję się jak ryba w wodzie chociaż
wychowywałam się i rosłam w mieście.
Latami obserwowałam jak miasto się zmienia: jak rosną drzewa, jak na niewielkich działkach w miejsce jednego, drewnianego domu powstaje gigantyczny wieżowiec; jak przybywa samochodów i jak poziom dźwięków dostających się do naszych uszu z ulic zaczyna być nie do zniesienia.
Do spokoju  trzeba dojrzeć. Jeszcze dekadę temu nie przypuszczałam, że będę przedkładać 
ciszę wsi nad zgiełk miasta; leniwe leżenie w hamaku nad głośne imprezy klubowe. 
 Nasz dom jest oazą w tej miejskiej dżungli. Chowamy się w nim przed zgiełkiem, przed wszystkimi niechcianymi odgłosami. W domu chcemy poczuć się dobrze, zrzucić za ciasne buty i wyjściowe ubranie, wskoczyć w wytarte jeansy i leniwie snuć się po pokojach. 
W naszym mieszkaniu niby nie jest cicho. Rozbrzmiewa gwar rodzinnych rozmów, słychać odgłosy wspólnego gotowania, z pokoju synka dobiegają odgłosy radosnej zabawy, a z salonu dźwięki muzyki. Jest jednak różnica między przyjemnym domowym "szmerem", a irytującym odgłosem ulicy.
Na ulicy rządzi świat, a w domu to ja mogę być panią "ciszy i hałasu".
Eliminuję odgłosy męczące, intensyfikuję te, które sprawiają mi przyjemność. Dźwięki wydawane przez sprzęty domowe nigdy nie należały dla mnie do najprzyjemniejszych. Nie pozwalały mi się skupić na tym co najważniejsze, rozpraszały i wbijały się pulsującymi dźwiękami w głowę.





Od lat jestem świadomym konsumentem. Czytam wszelkie etykiety, analizuję i wyciągam wnioski. Nowy odkurzacz akurat teraz nie był dla nas artykułem pierwszej potrzeby, bo kilka lat temu kupiliśmy najcichszy, dostępny odkurzacz na rynku. Chcieliśmy chociaż trochę wyeliminować huczący odgłos starego, wysłużonego urządzenia. Kiedy jednak Firma Elektrolux zwróciła się do mnie z propozycją przetestowania ich nowego produktu - przede wszystkim z ciekawości postanowiłam się zgodzić


"UltraSilencer Zen to najcichszy odkurzacz na świecie"
 Odkurzacz emituje dźwięk o natężeniu 58db czyli jest naprawdę cichutki - cichszy niż rozmowa w biurze, czy praca przeciętnej jakości klimatyzatora. Na nową opatentowaną technologię  Silent Zen System™  składa się wyciszony wąż, który wyglądem nie różni się od takiego w tradycyjnych odkurzaczach oraz specjalna ssawka Silent Zen™.



 Znacznie eliminują one natężenie wydawanego podczas odkurzania dźwięku (hałas zasysanego powietrza) i w tej sposób wpływają na komfort pracy.
Przeprowadziłam mały test. Nasze mieszkanie ma około 60 - ciu metrów kwadratowych powierzchni. Sypialnię odgradza od pokoju dziennego pokój mojego dziecka - w przybliżeniu około 8 metrów w linii prostej. Możecie wierzyć lub nie ale będąc w sypialni, naprawdę musiałam się nieźle namęczyć,  żeby spośród wszystkich domowych dźwięków wyłonić ten związany z odkurzaniem salonu.
Nie stanowi już problemu odkurzanie mieszkania w trakcie oglądania telewizji przez innych domowników lub nawet odkurzanie we wczesnych lub późnych porach dnia, kiedy niektórzy domownicy jeszcze lub już śpią.
Chociaż do hasła reklamowego nowego produktu podeszłam dość sceptycznie to przekonałam się, że mój stary, cichy odkurzacz w porównaniu z nowością marki Elektrolux wypada naprawdę słabo.

W mieszkaniu mamy dębowy, olejowany parkiet, jedynie w kuchni i łazience królują płytki ceramiczne więc spośród dostępnych modeli odkurzacza do testów wybrałam ALL FLOOR, który posiada ssawkę AERO PRO PARKETTO  dedykowaną do twardych podłóg, która sprawdza się idealnie na tych właśnie powierzchniach. Ssawka doskonale odkurza wszelkie szczeliny, których szczególnie w starych parkietach nie brakuje.


Skoro jesteśmy w temacie ssawek. Odkurzacz ma w swoim wyposażeniu także niezwykle "sprytną"
ssawkę trzy w jednym, do odkurzania wszelkich trudno dostępnych powierzchni.
 U mnie sprawdziła się ona doskonale podczas odkurzania: sofy, listew przypodłogowych, nóg krzeseł  na których zbierają się zwykle kłaki kurzu, nawet szklanych i bawełnianych kulek świetlnych i sporej kolekcji klocków lego mojego dziecka. Z przyjemnością pożegnam się ze szczotką do ubrań, bo ssawkę można także wykorzystać do czyszczenia zimowych płaszczy. 





 Konstrukcja ssawki jest fajna i przemyślana... Nie dość, że całość jest bardzo funkcjonalna, to na dodatek w prosty sposób ograniczono ilość elementów, które można zgubić lub po prostu wcisnąć w jakiś kąt, a potem natychmiast zapomnieć, w który kąt się daną rzecz wcisnęło (oto właśnie cała ja ;-)). Im mniej elementów tym łatwiej zapanować nad porządkiem w miejscu, gdzie przechowujemy odkurzacz, a ponieważ jestem raczej nieperfekcyjną panią domu to takie ułatwienie uważam za niezwykle pożądane.

Mieszkanie to wprawdzie nie boisko do gry w Rugby, ale często podczas odkurzanie czuję się jakbym była zawodnikiem meczu.  Sam odkurzacz nie jest zbyt duży, nie jest także ciężki ale za to bardzo stabilny. Koła pozwalają sprawnie manewrować na odkurzanych powierzchniach, robić zwroty i omijać przeszkody.
 Nie wiem jak u Was ale u mnie w samym tylko salonie tych przeszkód jest ich naprawdę sporo: sofa, dwa stoliki kawowe, krzesła i stół, meble ;-). Z nowym wyposażeniem nie tracę czasu na kilku a nawet kilkunastokrotne poprawianie kierunku jazdy odkurzacza przez co szybko zdobywam kolejne przyłożenia (pokoje).
 Odkurzacz został wyposażony w bardzo DŁUGI KABEL. W trakcie odkurzania nie mam już potrzeby podpinania odkurzacza do zasilania w kilku miejscach, co znacznie spowalniało pracę (dodam, że znienawidzoną) i było źródłem moich frustracji szczególnie wtedy, kiedy przez nieuwagę i zupełnie nieświadomie wyrywałam gniazdko ze ściany, bo za mocno pociągnęłam za kabel urządzenia. Teraz praca przebiega szybko, sprawnie i bez zbędnych przestojów.


Zgodnie z zapewnieniami producenta, filtr Allergy Plus, w który wyposażony jest odkurzacz, zapewnia
czystsze powietrze w domu. Jest on łatwy do demontażu i utrzymania w czystości.


Obsługa urządzenia jest bardzo intuicyjna. Wszystkie elementy są doskonale spasowane i łączy się je ze sobą sprawnie i praktycznie za pomocą pojedynczych ruchów. Również regulacja długości rury nie stwarza najmniejszego problemu.

 Podoba mi się obła sylwetka odkurzacza i sposób wykorzystania różnego rodzaju materiałów. Matowy materiał połączono z przetłaczanym i błyszczącym plastikiem. Urządzenie wyposażono w estetyczny, duży wyświetlacz. Po włączeniu do zasilania na wyświetlaczu pojawia się zielono świecące zero, a w czasie pracy odkurzacza wyświetlacz wskazuje siłę ssania od 1 do 5.



Sama obecność uchwytu była dla mnie dużym zaskoczeniem... wstyd się przyznać ale początkowo go nie zauważyłam, bo jest pięknie zespolony z  bryłą odkurzacza.


 Jednak jest, niezwykle ergonomiczny i na dodatek ciekawie zdobiony... Ponieważ na szczegóły od dawna zwracam uwagę, bardzo mnie ucieszyło, że marka zadbała nie tylko o funkcjonalność ale także o wygląd swojego produktu, nawet w najmniejszych detalach.


A teraz zapraszam Was na konkurs.
To konkurs dla wszystkich kreatywnych osób, których wśród moich Czytelników zapewne nie brakuje.
Od  2 do 8 listopada na facebookowym  profilu TUTAJ i na instagramie  TUTAJ będzie trwała zabawa, w której możecie
wygrać właśnie taki odkurzacz, jaki miałam przyjemność testować.
Pamiętajcie, kto nie gra ten nie wygrywa.
No to jak,  bierzecie udział?
A jeśli się zdecydujecie to "POKAŻCIE MI JAK SPRZĄTACIE"

Zapoznajcie się z regulaminem TUTAJ, opisane jest w nim zadanie konkursowe.
POWODZENIA!!!



Udanej środy dla Was i miłego tygodnia

OLA


TAPICEROWANIE FOTELA - ODNAWIAMY MEBLE

$
0
0
Mój fotel kupiłam dawno temu na aukcji internetowej. Udało mi się za niego nie przepłacić. 120 zł to nie była wygórowana cena za zdrowy, stabilny stelaż i znośną chociaż lekko przechodzoną tapicerkę. Rama nie była w moim ulubionym kolorze...wprawdzie brązowa ale w lekko sraczkowatym odcieniu, nie podobała mi się. Postanowiłam stary kolor zedrzeć( szlifowanko ręczne) i ramę znacznie przyciemnić. Ale żeby to zrobić dokładnie trzeba było stabilny stelaż rozkleić, a potem skleić na nowo.

Co do tapicerki...pierwotnie fotel obity był tkaniną podobną do pluszu...miał brzydki żółty odcień. Stwierdziłam że muszę fotel ogołocić z materiału obiciowego i nałożyć nowy - taki, który będzie mi się podobał. Pod starą tapicerką, znalazłam wysiedzianą, sypiącą się gąbkę więc stało się dla mnie jasne, że fotel muszę ogolić z tkanin do zera. To była dopiero zabawa...ale nie będę jej Wam szczegółowo opisywać. Napiszę tylko, że poradziłam sobie doskonale z kładzeniem pasów, wiązaniem sprężyn, tapicerowaniem siedziska za pomocą juty, trawy morskiej, surówki bawełnianej i włókniny i wydawało mi się, że poradziłam sobie również z tapicerowaniem oparcia ale po roku  moje oparcie zaczęło przypominać naleśnik.

Przez kolejnych 10 lat szukałam w sobie motywacji, żeby naprawić to to wcześniej spierdzieliłam. Bezskutecznie...zawsze były ważniejsze sprawy. W ciągu dekady dorobiłam się również podnóżka w podobnym stylu, ale przeleżał ostatni rok wepchnięty pod  sypialniane łóżko.

We wrześniu podjęłam decyzję o modernizacji sypialni w domu na wsi. I nie wyobrażałam sobie sytuacji, że w zliftingowanym  pokoju  stanie nie odnowiony fotel. Lubię działać pod presją...im mniej czasu mam do dyspozycji, tym więcej we mnie zaciętości w realizacji projektu.


renowacja fotela



Aby przeprowadzić powtórny lifting musiałam:

-ogołocić całe oparcie fotela z  wypełnienia z trawy morskiej, ponownie naciągnąć pasy jutowe i nałożyć warstwę tkaniny jutowej na stelaż; siedzisko jak już wspominałam wyszło mi za pierwszym razem więc oprócz ściągnięcia starej tapicerki nie było przy nim roboty. Tak fotel wyglądał po moich zabiegach.

renowacja fotela

renowacja fotela

Kiedy fotel uzyskał stan jak na zdjęciach mogłam przystąpić do właściwego tapicerowania...tworzenia, a nie niszczenia. 

Na tym etapie prac potrzebowałam:

renowacja fotela

- gąbkę tapicerską 3 cm: do wytapicerowania podnóżka, oparcia fotela i podłokietników fotela zużyłam około 1,5 kwadratowego materiału; z gąbka pracuje się szybciej niż z trawą morską, a jak sami wiecie pracowałam pod presją czasu więc postanowiłam pójść na łatwiznę. 

- materiał obiciowy - u mnie genialna tkanina 55% lnu i 45% bawełny, o drobnym splocie, w kolorze EMILE & GRAPHITE z kolekcji tkanin ANNIE SLOAN. Początkowo wydawało mi się, że tkanina jest za cienka jak na materiał obiciowy( dotychczas pracowałam z grubszymi) ale okazała się na mój fotel idealna. Jest miękka i wytrzymała i daje się genialnie kształtować...co ma niebagatelne znaczenie podczas naciągania tkaniny na stelaż

- surówka bawełniana lub kawałek bawełnianej tkaniny (u mnie stary obrus) - warstwę z surówki nakładamy na gąbkę, a pod tkaninę obiciową. Utrzymuje ona odpowiednio ukształtowaną gąbkę na miejscu oraz zapobiega zsuwaniu się tkaniny obiciowej z gąbki

-zszywacz tapicerski - jeśli macie możliwość korzystajcie z pneumatycznego...ja korzystam z ręcznego( tylko taki mam) i po dwu dniach pracy mam ręce z pęcherzach. W stelaż przedmiotu tapicerowanego wbijamy setki zszywek, mocujemy dokładnie każdą warstwę...tylko to daje gwarancję trwałości.
- mały młotek, według mnie narzędzie niezbędne podczas "dobijania" zszywek...niektóre są oporne i nie wchodzą całkowicie w drewno; nożyczkami docinam nadmiar tkaniny, a  tasiemka jest konieczna, żeby ukryć zszywki( kleję ją na kleju Magic - według mnie jest idealny do tego rodzaju prac)

Kolejność prac: 

Nałożenie  tkaniny obiciowej na siedzisko
 
Zawsze docinam tkaninę z zapasem, po około 15 cm z każdej strony. Mało kto wie, że tkanina musi być dobrze na siedzisko i oparcie naciągnięta, żeby w przyszłości się nie marszczyła i nie odkształcała. Musimy jednak naciągać ją z wyczuciem aby splot materiału przebiegał równo...unikamy sytuacji, kiedy splot tkaniny nie przebiega w linii prostej. Poniżej na przykładnie podnóżka pokazuję w jaki sposób naciągać tkaninę (analogicznie postępujemy z każdą częścią fotela). Najpierw materiał przypinamy zszywkami z tyłu, potem z przodu, następnie po bokach i przypinając kolejne zszywki posuwamy się od środka do ku krawędziom.

renowacja fotela

Kształtowanie oparcia z pianki tapicerskiej

Nie mam zdjęć z tego etapu prac, po prostu zapomniałam je zrobić. W każdym razie piankę docinamy do kształtu oparcia , robimy po około 5 cm zapasu z każdej strony. W miejsce gdzie opiera się głowa i odcinek lędźwiowy siedzącej osoby podkładamy dwie warstwy pianki, przypinamy je dratwą do pasów jutowych. Formujemy z wyczuciem oparcie ...no nie podam Wam dokładnego przepisu jak to zrobić, bo robię to na wyczucie ;-). Następnie na ukształtowaną piankę nakładam surówkę bawełnianą, a potem tkaninę obiciową. Każdą warstwę przypinam zszywkami, dużą ilością zszywek, nawet bardzo, bardzo duża ilością. 

Po tym etapie prac mój fotel wyglądał tak.

renowacja fotela

renowacja fotela

renowacja fotela

Stylizacja ramy

Chyba całkiem nieźle, na tyle nieźle, że pewnie zostawiłabym mu tą orzechową ramę. Fotel miał jednak znaleźć się w romantycznej sypialni TUTAJ. W tym wydaniu był zdecydowanie za ciemny.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ramę stylizuje się zwykle na początku całej metamorfozy fotela ...no cóż u mnie rama była stylizowana po wszystkich pracach tapicerskich. Farba kredowa jest początkowo dość delikatna więc nie mogłam pozwolić sobie na na to, że ją uszkodzę w trakcie tapicerowania. Okleiłam tkaninę taśmą malarską, a siedzisko zabezpieczyłam przed poplamieniem warstwą materiału.

renowacja fotela

Do stylizacji ramy użyłam farby Anie Sloan w odcieniu Paris Grey, niemal wszystkie meble w salonie potraktowałam tym kolorem. Nałożyłam dwie warstwy farby, miejscami przetarłam papierem ściernym o niskiej gradacji i całość ramy zawoskowałam.

renowacja fotela

Tapicerowanie podłokietników
Po pomalowaniu ramy do wytapicerowania pozostały podłokietniki, metoda tapicerowania taka sama jak w przypadku siedziska. Trzy warstwy: gąbka, surówka, a na wierzch tkanina obiciowa. Odcinamy nadmiar materiały nożyczkami i voila.

renowacja fotela

renowacja fotela

Nasz fotel jest już niemal skończony...zostało nam tylko nakleić tasiemkę na zszywki, które są dość widoczne.  Dawno temu w sieci wypatrzyłam  sznurek płaski, 1,5 cm szerokości w kolorze szarym i stwierdziłam, że użyję go kiedyś, w jakimś projekcie. Okazał się idealny do wykończenia mojego fotela. Do drewna i tkaniny obiciowej kleimy go klejem MAGIC. 

renowacja fotela

renowacja fotela

renowacja fotela

renowacja fotela

A tak wygląda skończony fotel. Nie jest ważne, że praca nad nim była wykańczająca, że pracowałam nad nim przez kolejne trzy weekendy, po kilka godzin dziennie. 
Ważny jest efekt, który przeszedł moje najśmielsze oczekiwania ;-).
I mam nadzieję, że także Wam się on spodoba.

renowacja fotela


Moi Drodzy od środy trwa konkurs, w którym można wygrać odkurzacz.
Zachęcam Wam do udział w konkursie, w którym można wygrać odkurzać ULTRASILENCER ZEN Nagroda jest świetna, a zgłoszeń naprawdę mało więc szansa na wygraną ogromna.

Szczegóły TUTAJ. Zgłaszać możecie się na Facebooku i na INSTAGRAMIE.

Miłego piątku i fajnego weekendu

OLA

A na koniec małe BEFORE &AFTER

renowacja fotela

OSTATNI WEEKEND W CHATCE - SWEET VILLAGE

$
0
0
Było zimno, naprawdę zimno. W Chatce nie byliśmy od dwóch tygodni więc stare mury zdążyły się już nieźle wyziębić.  Siedem stopni przez kilka godzin...polary i kalesony wskazane. 
To był nasz ostatni weekend na wsi tego roku, zobaczymy się z domem dopiero w kwietniu.
W odróżnieniu od  odległych lat, kiedy  przeżywałam w tym okresie wielką radość - smutno mi. Mieszkanie w starych murach już nie jest przykrym obowiązkiem, nie czekam z utęsknieniem na koniec lata i nie wynajduję sobie coraz to nowych powodów by tylko nie wyjeżdżać z Krakowa. 
Czuję się związana z miejscem, włożyłam w dom nie tylko pieniądze, czas i mnóstwo pracy, włożyłam w niego przede wszystkim serce. Spory kawałek tego mięśnia.

Snuję plany na przyszły rok. Plany małe i wielkie. Znaleźliśmy już przyczynę powstawania zagrzybienia ściany w przedpokoju i wszystko wskazuje na to że uporamy się z tym problemem na wiosnę. Trzeba bezwzględnie wymienić podłogę u Franka w pokoju, bo jest już bardzo zniszczona i przeobrazić jego malutki pokoik w  miejsce do wypoczynku dla dorastającego chłopca. Wykonanie tych napraw jest niezbędne i to są plany wielkie. Mam jeszcze pomysły na kilka  mniejszych metamorfoz ale jeśli nie uda się ich przeprowadzić to nie będę mieć najmniejszych wyrzutów sumienia.

letni dom na wsi
Ostatni weekend to i ostanie zdjęcia. 
Odrobinę nostalgiczne jak na ostatnią w domu wizytę przystało kadry. 
Chyba szkiełku udzielił się mój nastrój.



Nadal przywożę do domu różowe elementy wystroju, tym razem już ostatnie.
Metalowe tablice uwielbiam od zawsze, te od IB LAURSEN są niezwykle urokliwe - mają delikatne, rozwodnione kolory w sam raz do mojej romantycznej sypialni. Zrobiłam sobie z nich aranżację w plenerze. Było szaro i buro ale wiem już, że przy takich warunkach można osiągnąć naprawdę ciekawy efekt.
Na zdjęciach jest klimat, a odpowiedni klimat to to co ja lubię najbardziej.
Stara skrzynka, kilka kwiatków, drewno, liście i ceramika
więcej nie trzeba, żeby oswoić jesień.

letni dom na wsi

letni dom na wsi

letni dom na wsi

letni dom na wsi

Postanowiłam, że w sypialni jedną ze ścian, przeznaczę na galerię metalowych tablic. Dwie tablice to jeszcze nie kolekcja ale na początek wystarczy.

letni dom na wsi

We wszystkim należy zachować umiar dlatego nie planuję już więcej różowości w sypialni.
Kocyk Color Stories w odcieniu brudnego różu to nasz nowy i ostatni  nabytek w tym kolorze. Kocyk jest ciepły w 100 % bawełniany i ma piękny ryżowy splot. Jest niezwykle fotogeniczny, z dwu krótszych stron wykończony ściągaczem i co najważniejsze to produkt całkowicie polski.

sypialnia w domu na wsi

color stories

jesienne kadry

Moją sypialnię widzieliście w ostatnim czasie bardzo często ale uznałam, że na zakończenie sezonu pokażę ją jeszcze raz.
 Szarości pięknie podkreślają  kolory i tak naprawdę każdy kolor dopełniający wygląda fantastycznie. 
Naprawdę niewiele  trzeba aby zmienić klimat w pomieszczeniu.
Kwiaty, owoce w metalowym koszyczku i to wystarczy.

jesienne kadry

jesienne kadry

dom na wsi

jesień w domu na wsi

Klimat na zewnątrz i wewnątrz stworzyłam dzięki pomocy sklepu SWEET VILLAGE
Tak sobie pomyślałam że to całkiem zabawny zbieg okoliczności...ja tworzę sobie taką słodkie miejsce w realu, a Agnieszka stworzyła miejsce pełne ciepła i słodyczy w sieci. Każdy znajdzie tam coś dla siebie...przytulność, pastele, metalowe tablice, druciaki, mocne dywany i dużo dużo więcej. 
Serdecznie do niej zapraszam. 

Miłego dnia i udanego tygodnia.

Ola




PROSTE PATENTY - JAK ODMIENIĆ WNETRZE JESIENIĄ??

$
0
0
Powoli zaczynam ogarniać mieszkanie, które przez remontowe ostatnie trzy miesiące i weekendy spędzane w domu na wsi, nie wygląda zbyt dobrze. Półki porosły kurzem, a większość zielonego pokojowego kwiecia zamieniła się w sterczące suche badylki. Nawet po sukulentach z pielęgnacją, których nie miałam nigdy problemu, widać, że nie darzyłam ich ostatnio wielką atencją.
Odgruzowuje kolejne pomieszczenia i zbieram rzeczy na kolejną już blogową wyprzedaż. 
Muszę odchudzić pomieszczenia, bo ilość rzeczy, którą mam aktualnie na "stanie" wprawia mnie w lekką konsternację, a zaraz potem  w podziw dla własnych zbieraczych możliwości. W jaki sposób byłam w stanie, w ciągu kilku lat, skitrać tyle rzeczy w małym mieszkaniu?? WOW!!!
Nie skupiam się w tym roku na wyszukanych jesiennych dekoracjach, bo po pierwsze walczę z nałogowym zbieractwem, a po drugie  najzwyczajniej na świecie mi się nie chce...dopadł mnie leń i chyba też ...jesienna deprecha. Poczucie własnej wartości w skali o 1 do 10 chyba 0, poziom niechęci do prac wszelkich według tejże skali 2. Jeśli macie tak samo to przybijmy sobie "piątkę". 
Moje mieszkaniowe, jesienne dekoracje są miłą odskocznią od tych, które wprowadzam  w Chatce. 
Oszczędność formy i wzorów - na to stawiam. 
Uwielbiam proste patenty, które sprawdzają się niezależnie od pory roku.

dekoracje, jesień w domu

TAŚMA WASHI jak dla mnie najlepszy element dekoracyjny. Można z nią nieźle poszaleć. Podobają mi wszelkie wzory origami i nie jest to pierwszy i z pewnością tez nie ostatni raz kiedy na płaskiej ścianie, z kawałków taśmy tworzę leśniego zwierzaka. W czasie świąt wielkanocnych, dwa lata temu wyczarowałam na ścianie różowego zająca(TUTAJ), a do jesiennej aury najbardziej pasowała mi wiewiórka ale ostatecznie na ścianie powstał lis. Z wiewiórki nie zrezygnowałam ze względu na stopień trudności wzoru tylko w trakcie pracy zmieniłam zdanie. Pięć minut pracy, a jaka satysfakcja i efekt dekoracyjny w mojej opnii też całkiem niezły. A zimą zrobię sobie choinkę albo nawet ze dwie.

washi tape dekoracje

jesienne dekoracje

Od lat także tworzę ZIEMNIACZANE PIECZĄTKI, które odbijam na poszewkach. Babranie się w ziemniaku to taki powrót do czasów kiedy dziecięciem sześcioletnim byłam... chociaż tamte czasy od współczesnych dzielą ponad trzy dekady to dzisiaj lubię te wycinanki równie mocno. Tubkę czarnej farby mam zawsze pod ręką i kosztowała mnie nie więcej niż dziesięć zeta. Ziemniaki też zwykle w domu są. Wystarczy więc pomysł, zwykły nóż i odrobina cierpliwości podczas wycinania wzoru. Nie można się spieszyć to pewne.

jesienne dekoracje

poduszka w liście

poduszka w liście

 Zamiast kwiatów gałązki EUKALIPTUSA SZAREGO. W moim mieszkaniu gości od dwu lat, wcześniej były to wizyty incydentalne, w tej chwili te dekoracyjny gałązki zastąpiły całkowicie kwiecie wszelkie. 
Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że tego roku nie byłam się w stanie oprzeć tylko hiacyntom ;-) i tylko te kwiaty zagościły u mnie w mieszkaniu.
Eukaliptus prócz fajnego, dekoracyjnego  wyglądu ma delikatny zapach, który ja osobiście bardzo lubię.
proste jesienne dekoracje


eukaliptus szary

Obrazki, świeczniki i ceramiki z motywem charakterystycznym dla pory roku. Piórko zawiesić na szklance każdy potrafi, chociaż nie każdy piórka lubi. Osobiście nie napawają mnie obrzydzeniem w przeciwieństwie do psiej sierści - każdy ma jakiegoś bzika ;-). Goszczą więc u mnie wywołując radość, a  ulubiona filiżanka z motywem grzybów gra pierwsze skrzypce. Jesienią nie gardzę świecznikami i świecami z motywami botanicznymi oraz  obrazkami z motywem paproci.

lampion z piórkiem

świecznik z liściem

jesienny salon

Dużo ROZPROSZONEGO ŚWIATŁA jesienią to podstawa. "Palę cały czas", bo deficyt światła i pogodnych dni mnie złości z kolei delikatne światło świec i lampek wprawia w melancholię. A jak już mam wybierać pomiędzy zdenerwowaniem  i "rozciamcianiem" to o niebo wolę siebie w drugim wydaniu.

proste jesienne dekoracje

jesienne dekoracje

jak odmienić wnetrze jesienią

A jakie są wasze patenty, żeby szybko odmienić wnętrze?

Miłego dnia i dobrego tygodnia

OLA


TAGI DO KALENDARZA ADWENTOWEGO - DIY

$
0
0
Od kilku lat cyferki do kalendarza adwentowego wyszukuję w sieci.  Korzystam z darmowych, dostępnych plików graficznych, drukuję je  i wycinam. W tym roku postanowiłam do sprawy podejść nieco bardziej ambitnie i wykonać marki samodzielnie. Tak dla równowagi, bo przy pakowaniu niespodzianek adwentowych  skorzystam z gotowego papieru.
Przy okazji tworzenia zawieszek adwentowych udało nam nakłonić Synka do Twórczej zabawy i w tej sposób  kilka innych ozdób, o których napiszę w dogodnym terminie ( patrz bliżej świąt).

numerki



Do naszego projektu potrzebne będą:

* biała masa ceramiczna utwardzana na powietrzu
* papier do pieczenia  
* stemple cyferki
* wałek do masy 
* foremki do ciastek 
* rurka do napojów

kalendarz adwentowy

 Masa ceramiczna, z którą pracowałam jest bardzo plastyczna, w konsystencji przypominała cisto kruche więc praca przebiegała bardzo sprawnie. Rozwałkowałam masę na grubość około 0,5 cm. W niektórych miejscach było cieniej w innych grubiej...dlatego marki też wyszły różnej grubości ;-).

tagi do kalendarza

Na rozwałkowanej masie odbijamy pieczątki z numerkami KONIECZNIE przed wycinaniem tagów foremkami. Staramy się robić to w takich odstępach, żeby potem swobodnie można było wyciąć z nich kształt. Nic się nie przejmujcie jeśli coś się schrzani lub pomyli, przecież masę można zagnieść po raz drugi .

kalendarz adwentowy

Ja wybrałam kształt karo. Marki mają około 4 cm długości i 3 cm szerokości, do mojego projektu będą idealne ;-).

tagi ceramiczne

Problem z dziurką, przez którą można przeciągnąć sznurek do zawieszenia,  rozwiązałam już jakiś czas temu przy okazji robienia pierników na choinkę. Robię je plastikową słomką na napoje, zawsze PRZED wyciągnięciem masy z foremki. Wtedy nasz tag się nie odkształci.

tagi ceramiczne

Na opakowaniu masy ceramicznej jest napisane, że wysycha po 24 godzinach...u nas masa schła nieco dłużej...około 12 godzin dłużej ;-). Jeśli kiedyś pokuszę się o zrobienie podobnych z pewnością marki nieco odchudzę. Podczas wysychania kształty się nieco wyginają, trzeba je więc co jakiś czas odwracać.


Moje tagi gotowe są już gotowe...czyli twarde jak kamień więc bez obaw o zniszczenie mogą być użyte w aranżacjach.
Jeśli chcecie podobne to do dzieła, bo czasu naprawdę niewiele.

Buziaki i dobrego weekendu

OLA

Upominki do kalendarza adwentowego dla dziesięciolatka

$
0
0
Kiedy po raz pierwszy robiłam dla swojego syna kalendarz adwentowy miałam niemały problem, z tym co włożyć do środka. Nie byłam zupełnie pomysłu jaką pójść drogą więc wtedy skończyło się na cukierkach i czekoladkach poupychanych w małych paczuszkach. Pomysł średnio trafiony, zważywszy na fakt, że Franek za słodyczami nie przepada. Rok później  do słodyczy dołączyły zadania na prawie każdy dzień Adwentu...a w dwa lata później drobne zabawki - figurki LEGO, którego Franek jest fanem. Jakie przyjemności skrywają paczuszki w tym roku?? Mogę Wam szczegółowo napisać, bo mój Syn nie czyta mojego bloga, w przeciwieństwie do innych członków mojej rodziny, których teraz serdecznie pozdrawiam. 

Poniższe zdjęcie zdradza paletę tegorocznego kalendarza adwentowego ale nie wygląd całości ;-). Mam nadzieję, że zachęci Was ono do dalszego czytania.

co do kalendarza


W tegorocznym kalendarzu Franek znajdzie: 

Artykuły papiernicze:

Kolorowe pisaki są dla nas artykułem pierwszej potrzeby. Franek zużywa je w ekspresowym tempie. Dużo maluje, koloruje więc z pewnością się z nich ucieszy.
Gumki gubi prawie codziennie. Odnoszę wrażenie, że do papierniczego jeździmy tylko po pisaki, gumki i czasem ...po pióra.
Kolorowy notesik, w którym mam nadzieję będzie bazgrał na przerwach w szkole. Dotychczas wykorzystywał do tego celu dzienniczek ucznia..nieliczne uwagi z zachowania i rodzicielskie zwolnienia z lekcji poprzecinane były dziecięcymi rysunkami. Być może ten notesik  pozwoli ograniczyć ilość dziecięcych rysunków zostawianych na marginesach zeszytów szkolnych - w to jednak bardzo wątpię. 
Stemple o ciekawych wzorach...mamy ich w domu całkiem sporo ale te domkowe zamierzamy wykorzystać jeszcze przed świętami.

co do środka

Drobne zabawki:

Saszetki z figurkami Marvela - Franek od niedawna jest wielkim fanem filmów i bajek
Akrylowe płytki z zatopionymi robakami, bo mój Syn podziela moje zamiłowanie do robaków
Kalejdoskop - kolorowe szkiełka zamknięte w długiej tubie

kalendarz adwentowy

Książki :

Dwie spośród tych książek są dla mnie wielką niewiadomą. A mianowicie : "Tajemnica Bożego Narodzenia" i "Smoki na zamku Ukruszon" . W listopadzie Franek zaczął czytać serię Pax, mamy za sobą pierwszą jej część. Spodobała mu się na tyle, że w kalendarzu postanowiłam ukryć części opowieści o dwu chłopcach z magią, potworami i tajemnicą w tle. Słabość do literatury grozy Franek odziedziczył po mamie - co, nie ukrywam, bardzo mnie cieszy.

kalenarz adwentowy

Zadania adwentowe:

W tym roku zadań jest tylko pięć. Nie zapisuję ich na karteczkach, a na pełnowymiarowych kolorowych kartkach - według mnie warto zadbać o odpowiednią oprawę i nawet o najdrobniejsze szczegóły.
W tym roku:
* wspólnie upieczemy pierniki
* zrobimy ozdoby na choinkę
* pójdziemy wieczorem na bożonarodzeniowy piknik
* pójdziemy na film pełen magii do kina
*pójdziemy na warsztaty czekoladowe, gdzie nauczymy się robić pralinki
Zadania włożyłam do kopert, a koperty podobnie jak resztę fantów opakowałam  w odpowiedni papier.

kartki do kalendarza adwentowego

Drobne elementy wyposażenia pokoju:

Świąteczne samochodziki, puszka na gigantyczna ilość dziecięcych skarbów, lampka dająca delikatne rozproszone światło (nie będzie u nas wykorzystywana jako lampka nocna, a element dekoracyjny)
szklanka z małym jelonkiem, z pewnością ucieszy Franka. 

Scandimania

Słodycze:

Słodycze są dla Franka średnią atrakcją, ma je w swoim menu tylko od święta i w naprawdę małych ilości, nie pije słodzonych napojów i w tej sposób udało nam się ograniczyć złe nawyki żywieniowe.
Słodycze to nie jest coś, za co Franek dałby się pociać ale w małych ilościach nie może ich w kalendarzu zabraknąć. 


Każdy chłopiec jest inny, mi "trafił się" egzemplarz bardzo wrażliwy i niecierpliwy. 
Nasz kalendarz już gotowy, a Frankowi będzie naprawdę ciężko wytrzymać do pierwszego grudnia. 
Dlatego ja dokładam zwykle jeszcze paczuszkę z cyferką 0, którą moje dziecko otworzy w środę. 

Starałam się dobrać niespodzianki adwentowe tak aby były dla Franka atrakcyjne.
Moje typy już znacie ale chętnie dowiem się co wkładacie do Waszych kalendarzy. 
Może wykorzystam Wasze pomysły w przyszłym roku. 

Miłego tygodnia 

Ola

KALENDARZ ADWENTOWY NA DRABINIE

$
0
0
W blogosferze zaroiło się od kalendarzy adwentowych. Sypnęło nimi  obficie, jak w poniedziałek śniegiem  z warstwowej chmury. Bardzo mnie cieszy różnorodność, którą widzę na blogach: kalendarze na wieszakach, na gałązkach, na tablicach, kalendarze domki...to oznacza, że każdemu podoba się co innego więc  możemy inspirować nie tylko czytelników ale i siebie nawzajem. W przyszłym roku z pewnością skorzystam z jakiegoś patentu pokazanego przez jedną z moich blogowych koleżanek.
Kalendarz adwentowy robię od lat pięciu i w tym roku długo się zastanawiałam czy powinnam robić raz kolejny. Dziecko moje to już wszak mały mężczyzna.
Błagalny wzrok Franka, kiedy pytał czy w tym roku też przygotuję mu niespodzianki przekonał mnie, że  całe te moje starania mają sens. Może za jakiś czas, kiedy Franek dorośnie będzie opowiadał swoim dzieciom o tej naszej tradycji, tak jak ja opowiadam mu o ozdobach na choinkę, które robiłyśmy wspólnie z babcią. 

naturalny kalendarz


Materiały niezbędne do wykonania kalendarza gromadziłam od początku listopada. 
Wtedy to w oczy wpadły mi pakowe papiery w delikatne wzory i przeuroczy papier z sikorką. Ten mały ptaszek kojarzy mi się z zimą, pewnie przez fakt, że na naszej ulicy, tuż pod naszym balkonem wisi karmik, w którym sikorki stołują się w mroźne dni. 
W tym roku kalendarz stoi w pokoju dziecka więc starałam się aby swoją formą nawiązywał do męskiej przestrzeni...nie mógł być za bardzo ozdobny - więc ogołociłam go z wszelkich połyskliwych elementów.  Nie bez znaczenia jest też dobór kolorów ;-). Złoty kolor, którego chciałam użyć nie zdobył akceptacji właściciela pokoju.
Czarny, solidny, jutowy sznurek oraz taki w  kolorze butelkowej zieleni i proste TAGI, które zrobiłam samodzielnie doskonale sprawdziły się w tym oszczędnym projekcie.





Od czego zaczynam tworzenie kalendarza??
Na początku przygotowywania kalendarza adwentowego wyznaczam dni, w którym będziemy wykonywać zadania. Najczęściej weekendy, bo czasu mamy wtedy znacznie więcej niż w tygodniu i swobodnie można się z obietnic danych dziecku wywiązać. Zdarzało się w poprzednich latach, że niektóre zadania stały się  obietnicami bez pokrycia, bo brak czasu nas wykańczał. Data 6 grudnia, a więc Mikołajki oznacza, że Franek znajdzie w kalendarzu tylko słodycze ale za to pod poduszką mikołajkowy prezent. Staramy się nie kumulować ilości przyjemności w tym dniu.
Jak już dni zadaniowe i słodyczowe zostaną ogarnięte zabieram się za pakowanie paczuszek.
Pakuję...pakuję...pakuję...godzinę, dwie...w tym roku pakowanie zajęło mi blisko trzy godziny i doszłam do wniosku, że za nic na świecie nie chciałabym być mikołajowym elfem i pomagać w sekcji pakowania prezentów. Na trzeźwo bym raczej tego nie ogarnęła.
Jeśli już to tylko przez naprawdę krótki okres.
Stonowana kolorystyka, proste tagi, oszczędność wzorów  i oczywiście sznur lamp - wszystko to sprawiło, że cały projekt jest dość efektowny.

naturalny kalendarz


Kiedy paczuszki zostały odpowiednio przygotowane trzeba je było na czymś powiesić, albo gdzieś włożyć ;-). Upchnięcie ich w koszyku uznałam za ostateczność. Oczyma wyobraźni zobaczyłam własne dziecko po raz setny przekładający każdą z paczuszek i opakowania podarte podczas tej czynności na strzępy. U nas bardziej od zawartości paczek liczy się tajemnica i właśnie o zachowanie tajemnicy walczymy każdego grudniowego dnia. 
Dlatego wszystkie opakowania są nieprzezroczyste i jeśli nawet po dokładnym "wymacaniu" każdej paczki Franek będzie przypuszczał, co może znajdować się w środku- to nie będzie miał pewności. A brak pewności to w naszym przypadku oznacza dużo, pozytywnych emocji.
O kalendarzu na drabinie myślałam już od kilku lat i właśnie w tym roku udało się moją wizję zrealizować. Nie bez pomocy!!!Ze sklepu SKANDYNAWSKIE.PL przyjechała do mnie metalowa  drabina marki Bloomingville. Podoba mi się sposób w jaki jest wykończona i wykonana.. od góry zamknięta jest wygiętą  rurką. Cóż poradzę, że mam słabość do lekko industrialnych klimatów, a taka drabina doskonale wpisuje się w styl moich wnętrz.  Przez miesiąc będzie jednym z elementów adwentowej konstrukcji, a pod koniec grudnia zostanie przeniesiona do zmodernizowanej sypialni ;-).

kalendarz adwentowy

Ponieważ nie przepadam za niekontrolowanym dyndaniem paczuszek adwentowych, drabinę poprzewiązywałam czarnym jutowym sznurkiem, tworząc w tej sposób dodatkowy szkielet dla mojej konstrukcji. Kiedy już wszystkie paczuszki były na swoim miejscu, drabinę oplotłam sznurem lampek . Ja wiem, że do świąt jeszcze kupa czasu ale chodzę po domu i nucę "Last Christmas " ;-), 
bo u Franka jakoś tak bardzo świątecznie się zrobiło ;-).

Jest to najbardziej "męska" wersja kalendarza na jaką było mnie stać...męski pierwiastek mojej natury nie zdominował jednak projektu całkowicie. Cieszy mnie fakt, że Franek powitał kalendarz z uśmiechem na ustach, a jak Wam się podoba??
Miłego oglądania ;-)

kalendarz na drabinie

kalendarz adwnetowy

kalendarz adwentowy






Dzięki, że wpadliście. 
Miłego dnia i wspaniałego tygodnia

OLA

BAŁWAN, BAŁWANOWI NIE RÓWNY ;-) DIY

$
0
0
Nie zadaję się z bałwanami. Z tym typem ludzi, którzy potrafią spieprzyć mój humor koncertowo...swoim zachowaniem, podejściem do życia i "dobrymi" radami. Unikam ich jak ognia, bo mam dość własnych problemów, żeby użerać się z nadgorliwymi trolami. W grudniu moje serce jednak mięknie. Straszny bałwan staje się uroczym bałwankiem, którego witam w moim domu z otwartymi rękoma. Odbieram mu głos i wieszam  za główkę na choince mszcząć się tym samym na całej bałwaniej nacji...za strach, za  głupie słowa i za "szczerość" podszytą warstwą jadu. Nie możesz sobie poradzić z człowiekiem to go sobie zwizualizuj w choinkowej ozdobie. A więc witajcie bałwanki ...nadałam Wam przyjemny wyraz twarzy, inny niż ten, który serwujecie mi na co dzień...w takiej wersji mogłabym Was nawet polubić.



 Do wykonania bałwanka potrzebujemy:
*filc szary i czerwony
*drewniane kulki różnej średnicy 
*klej MAGIC
*różnokolorowe tasiemki
*sznurek woskowy
*pisak
*dziurkacz do robienia dziurek w skórze albo nożyczki

ozdoba choinkowa

Za pomocą dziurkacza wycinam w filcu kółeczka, które będą rumieńcami bałwanka. Jeśli cechuje na precyzja i anielska cierpliwość można te rumieńce wyciąć samodzielnie. Z czerwonego filcu wycinam bałwanie nosy.

ozdoba choinkowa

Na drewnianej kuleczce malujemy pisakiem oczy i usta. U mnie to dwie kropeczki i trzy kreski więc wzór jest naprawdę bardzo prosty. Czekamy aż nasz malunek wyschnie.

ozdoba choinkowa

Kleimy nos i policzki...klej Magic po wyschnięciu jest transparenty więc nie zostanie po nim ślad.

ozdoba choinkowa

Odcinek  (40 cm) sznurka woskowanego składamy na pół, a na końcu wiążemy supeł. Nakładamy na sznurek dwa drewniane koraliki, a następnie dokładamy głowę naszego bałwanka. Od góry zawiązujemy supeł.

ozdoba choinkowa
Dodaj napis

Pomiędzy główką i ciałem wiążemy kawałek tasiemki. Jakby ktoś jeszcze nie zauważył będzie to bałwani szalik. Tadam całość gotowa ;-).

ozdoba choinkowa

Moje bałwanki będą zdobić gałązkę, która stanie w pokoju Franka. Mieści mi się w głowie, żeby przygotować "gołe" bałwany na choinkę do salonu. Będzie to prosta i fajna dekoracja dla każdego miłośnika skandynawskich dodatków.

Miłego dnia dla Was i wspaniałego weekendu.

OLA


ozdoba choinkowa

Viewing all 101 articles
Browse latest View live