Quantcast
Channel: O Zebrze - blog lifestylowy - wnętrza, inspiracje, DIY
Viewing all 101 articles
Browse latest View live

SARNIE MOTYWY W POKOJU DZIECKA

$
0
0
Kiedy tylko ściągam z kalendarza ostatnią listopadową kartkę zaczynam myśleć o dekoracjach zimowych. Nie ma tak naprawdę znaczenia, że zima rozgości się u nas za kilka tygodni. Lubię ten grudniowy czas...wszystko płynie jakby wolniej, śnieżek prószy, a ja biegam radosna po domu. W tle leci płyta Metal Xmas, a ostra wersja "Run Run Rudolph" w wykonaniu Motorhead jest wszystkim czego tak naprawdę w grudniu potrzebuję.

Dzisiaj zapraszam Was do pokoju dziecka, w którym rozgościły się jesienno zimowe dekoracje.
Sarenka to ogólnie bardzo wdzięczne zwierzątko ale my darzymy je szczególnym sentymentem, nie tylko ze względu na panującą na ten motyw modę.
 Znacie taką grę: "Krowa za tysiąc"?? To nasz sposób na ćwiczenie spostrzegawczości i na nudę w czasie podróży. W czasie jazdy naszym zadaniem jest wypatrywać zwierzęta, którym przypisujemy odpowiednie wartości liczbowe. W miarę oddalania się od miasta na polach, pod lasami można zobaczyć mnóstwo saren, a dostrzeżenie sarny oznacza, że "zdobywa się" zwierze najlepiej punktowane.Nic więc dziwnego, że oboje z Synem podróż spędzamy z nosami przyklejonymi do szyby, wszak zdrową rywalizację lubi każdy.
Mąż z trosce o nasze bezpieczeństwo został z zabawy wyłączony.




Niemal cały rok spędzamy na wsi, dom mamy pod lasem nic więc dziwnego, że sarnę można zobaczyć koło ogrodzenia naprawdę często. Dokładnie rok temu stworzyłam dla Franka sarnią poduszkę, zupełnie od podstaw, według autorskiego projektu. Nawet nie zliczę ile już takich sarenek uszyłam i ilu dzieciom towarzyszy przy zasypianiu. Po roku użytkowania i kilku praniach nadal wygląda dobrze i to jedna z ulubionych przytulanek mojego dziecka.

 


Uroczo wygląda na jesiennej pościeli w oszczędne wzory. Najbardziej podobają mi się naturalne dekoracje więc pościel tonąca w darach natury wpisuje się w 100% w stylistykę pokoju.


Na parapecie  stoją małe sarenki. Dawno już o takiej ozdobie myślałam.
Na betonową podstawkę nasypałam sztucznego śniegu, kilka gałązek choinkowych i dorzuciłam dwie figurki saren...i chociaż mało w niej natury...bo sarny z tworzywa, a sztuczny śnieg to kawałki plastiku
uważam, że całość wygląda przeuroczo.



Uwielbiam figurki Schleich  i mamy ich w domu całkiem sporo.W żadnych innych nie widziałam takiej dokładności i dbałości o detale.
Ale ta aranżacja to nie tylko jesienno zimowe deco,
bo od tygodnia sarny stają się podstępnymi potworami lub zaklętymi w zwierzęcą postać czarodziejkami, które trzeba ratować od zagłady.
Wprawdzie wieczorem wracają grzecznie na swoje miejsce ale śmiem twierdzić że od stanie na parapecie wolą zabawę, którą serwuje im Franek.
Na parapecie tuż obok saren powstała także nienachalna jesienno zimowa dekoracja.
Drewniana literka, świąteczny samochodzik, sukulent i  łańcuch światełek są wystarczające,
żeby zmienić klimat panujący w pokoju.


Czymże byłaby jesień bez światełek??
Za oknem tak ponuro, że korzystamy z tej przyjemności zarezerwowanej dla jesienno zimowej aury i od razu w domu robi się przytulniej.
Stonowane bawełniane kulki, po zapaleniu dodają nam energii i jest cudnie.



A teraz zapraszam na szybki konkurs.
Do wygrania moja autorska poduszka: Biały miś.
Jeśli Ci się podoba, zostaw komentarz i napisz dlaczego ma ona trafić właśnie do Ciebie
Zabawa trwa do 20 grudnia, do północy.
Jeśli masz bloga będzie mi miło jeśli umieścisz banner, z linkiem do zabawy u siebie.


Dobrego tygodnia

OLA

Sznur bawełnianych kulek - COTTONOVE LOVE
Szklanka z sarną - SCANDIMANIA
Literka drewniana F - ANYTHING


POCZĄTEK ROKU, WYNIKI KONKURSU I WYPRZEDAŻ BLOGOWA

$
0
0
 Słabość przyszła nieoczekiwanie w połowie grudnia. Pędziłam sobie po wyznaczonych torach niczym japoński Maglew. Obrazy za oknem z racji szybkości rozciągały się w kolorowe linie. Skupiona na co raz to nowych celach gnałam przed siebie i wydawało się, że nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. W jednaj chwili obowiązki zaczęły męczyć, podcinać skrzydła i ciągnąć do ziemi. Pociągnęłam za  hamulec bezpieczeństwa, a kiedy mój nos zatrzymał się o kilka centymetrów od okna, spojrzałam przez szybę. A tam las, drzewa i kusząca zieleń. Koniec roku to naprawdę dobry czas, żeby na nowo poukładać sobie priorytety.Nie sprzątałam, nie prasowała, żywiliśmy się pizzą i chińskim, nie robiłam zdjęć na bloga - i wiecie co, świat się nie zawalił.  Nie zawalił się także wtedy kiedy nie ogłosiłam wyników konkursu.
Śmiałam się , spędzałam czas z rodziną, czytałam książki, oglądałam filmy, które od dawna chciałam obejrzeć, spotykałam się z przyjaciółmi i starałam się nie stresować. Naprawdę fajny czas.
BALANS w życiu to podstawa.


Wracam teraz mniej zmęczona, bo żeby wypocząć potrzebowałabym znacznie więcej czasu.
Pewnie nie od razu wpadnę w blogowy rytm ale mam nadzieję, że uda mi się wrócić znów na właściwe tory. Mimo, że tutaj naprawdę niewiele się działo...w moim życiu i mieszkaniu mnóstwo.
Mam Wam sporo rzeczy do pokazania, zdjęcia już gotowe ...trzeba jeszcze ubrać je w słowa.
Nie będę Was też trzymać w niepewności, poduszkę misia wygrywa:

ANNA S

Bardzo proszę o kontakt.

Dzisiaj również zapraszam Was na kolejną blogową wyprzedaż. Oczyszczam przestrzeń, bo zdecydowanie na dużo rzeczy wokół mnie. Jeśli coś przypadnie Wam do gustu piszcie na mój adres mailowy:

ozebrze@gmail.com


Przedmioty są w stanie bardzo dobrym, a koszt wysyłki to 15 zł.
Serdecznie zapraszam !!!

LAMPION MADAM STOLTZ - 40 zł REZERWACJA
metalowy lampion, wykonany ze bardzo sztywnego drutu, z zintegrowaną podkładką i szklaną osłonką na T-lighty. Rozmiar:20x14 cm


LAMPION BLOOMINGVILLE 20 zł
Lampion z cieniutkiej ceramiki ze złotymi zdobieniami wewnątrz i na zewnątrz. Super efekt po podświetleniu. Rozmiar:8 x9 cm




ŁAPACZ SNÓW 60 zł
Łapacz snów pleciony ze sznurka, same naturalne materiały: sznurek, bawełniane koronki, skóra i drewno. Średnica łapacza: 20 cm, wymiar całości: 20x59 cm



STOLIK NOCNY 140 zł
Stolik drewniany wykonany z jesionu, z szufladką pod blatem i półką na książki. Wymiar stolika: 31x32 cm- wymiar blatu, 71 cm wysokość
ZE WZGLĘDU NA WAGĘ STOLIKA KOSZT DOSTAWY 40zł. Jeśli uda mi się go wysłać taniej zwrócę pieniądze na konto kupującego.  




WIESZAK NA POCZTÓWKI MADAM STOLTZ 60 zł
Metalowy wieszak na pocztówki albo co tam chcecie. Ja wykorzystywałam jako wieszak na biżuterię.Wymiar wieszaka:22x55 cm


NAPIS BE CREATIVE 130 zł
 Drewniany napis wykonany przez Little wood. Rozmiar napisu po ustawieniu literek obok siebie 14x88 cm, 4 cm grubość



DREWNIANA TABLICA "5" od Czary z drewna 25 zł REZERWACJA
Niezwykle efektowna drewniana tablica, obniżona cena wynika ze śladów taśmy dwustronnej z tyłu tablicy. Niestety zostały po niej czarne ślady :-). Wymiar tablicy:30x27 cm, 2 cm grubości



DREWNIANE GRZYBKI od Little wood 40 zł
Toczone grzybki, naturalny i biały. Wymiary grzybków: większy 15x8 cm, mniejszy 11,5x8 cm


PODUSZKA IB LAURSEN 25 zł REZERWACJA
Pikowana, gruba, rozmiar:  56x38 cm



PODUSZKA w stylu MARINE 25 zł REZERWACJA
Wykonana z grubej tkaniny, z aplikacją na przodzie. Rozmiar: 42x44 cm


WAZON LENNE BIERRE 30 zł
Tłoczona biała ceramika, rozmiar: 16x12 cm, wysokość 13 cm


Miłego dnia i wspaniałego tygodnia dla Was

Ola

METAMORFOZA SYPIALNI

$
0
0
Wyszedł mi ten projekt.
Realizacja rozciągnęła się wprawdzie w czasie niemiłosiernie ale  kiedy kładę się spać w mojej odmienionej sypialni to naprawdę myślę, że jestem debeściakiem - "you know what I mean" . Przez ostatnie miesiące pracowałam bez zbędnej spiny i może właśnie dlatego z efektów metamorfozy  jestem z niego aż tak zadowolona ;-).

Zacznijmy od początku.
Pewnej wrześniowej soboty, w naszym garażu, w domu na wsi, wśród papierów ściernych, strugów, pił, wiertarek i szlifierek wypatrzyłam prawdziwą perełkę.
Lampę warsztatową z klatką,  na czarnym mięsistym  kablu na miarę najlepszych skandynawskich wnętrz-
 produkt polski sprzed trzydziestu lat.
Stałam jak wryta przed swoim znaleziskiem i zbierałam szczękę z podłogi. 
Pożądliwie patrzącą na przedmiot leżący u mych stóp zastał mnie mój mąż, który  przypędził do garażu w jakimś nie cierpiącym zwłoki celu. 
Na jego widok zdołałam cichutko wykrztusić:
-Od kiedy my to mamy??
Musiałam powtórzyć, bo nie usłyszał.
-Od kiedy mamy to COŚ w garażu i dlaczego ja nic wcześniej o TYM nie wiedziałam??
-A czy ja wiem... od zawsze!!!- beztrosko odparł mąż.
-Podoba Ci się??!! - zapytał. Taki badziew!!!
 Ano spodobał się i to jak cholera.
W głowie zaczęła kiełkować myśl o remoncie sypialni.

Po złożonej obietnicy, że w miejsce starej warsztatowej lampy nabędę mężowi pomarańczowy, plastikowy koszmarek( mężu obiecuję, że przed kwietniem się wyrobię!!!), spakowałam vintage cudo do torby i zawiozłam do Krakowa.
Chciałam ją jakoś odnowić, polakierować środek osłony, przemalować mahoniowy uchwyt ...wraz z upływem czasu moja chęć malała aż wreszcie zupełnie straciłam zainteresowanie jej kompletną metamorfozą. Ograniczyłam się jedynie do zeszlifowania metalowej osłony, która miejscami miała ogniska rdzy.
Dzięki temu możecie teraz zobaczyć jak wygląda produkt oryginalny liźnięty jęzorem czasu.
Powiesiłam ją na czarnym, lakierowanym,  prostym wieszaku i voila.



Wkrótce po tym jak znalazłam starą  lampę w garażu, w sklepie  SKANDYNAWSKIE.PL wypatrzyłam do zieloną ślicznotkę.  Lampa jest metalowa, co mi się szalenie podoba, bo po drewnie największym szacunkiem darzę właśnie ten materiał - no uwielbiam takie industrialne klimaty. Połączenie metalu z drewnem także bardzo mi odpowiada. Bardzo ciężko po zdjęciu katalogowym stwierdzić czy rzeczywisty odcień zieleni będzie takim, którego się spodziewałaś. Tak ryzykować to ja mogę codziennie, bo kolor lampy okazał się być idealny.


Trzecia lampa znalazła się u nas całkiem przypadkowo. Przywlókł ją do domu mój mąż, od kolegi, który pozbywał się wyposażenia pracowni.
Wiedział już że jestem łasa na takie znaleziska.
Kiedy wymienił styrany biały kabel na czarny widoczny na zdjęciach, wypowiadał w przestrzeń raz po raz retoryczne pytanie:
Na co mi to było?? Na co mi to było??
Lampę solidnie wymyłam, a jak mi się znudzi odrapany klosz i kolor to poddam ją dalszym przeróbkom.
Ta lampa wywróciła mój pierwotny projekt do góry nogami.


Kojarzycie pewnie, żarówki na czarnych kablach.
Chciałam sobie zrobić właśnie tak sznur, jaki ma u siebie IZA( według mnie najlepszy tutek w sieci dostępny całkiem za free TUTAJ)  i powiesić na TEJ drabinie(także ze sklepu SKANDYNAWSKIE.PL), która po tym jak paczuszki z z kalendarza adwentowego skurczyły się do zera wylądowała w kącie dziecięcego pokoju.



Nie pozostałam nieczuła na piękną formę lampy i to właśnie ona zdobi okolice łóżka.
Gabaryt lampy wymusił wprowadzenie zmian w wyglądzie nowego stolika nocnego HOVA , który nagle z idealnego stał się stanowczo za niski. Problem rozwiązły zgrabne toczone, bukowe nóżki. Ich forma tak dalece mi odpowiada, że najchętniej widziałabym je wszędzie. Stolik HOVA wykonany jest także z drewna bukowego. Ja wybrałam go w jasnoszarym wybarwieniu i okrągłej formie ale na stornie sklepu SKANDYNAWSKIE.PL dostępny jest ten stolik  także w kształcie sześcianu.




Od października  nerwowo reagowałam na czarną ścianę. Już nie była mega, wypasiona i wow. Wraz z nadejściem jesiennej szarówki jej kolor znacząco wpływał na pogorszenie mojego samopoczucia. Rozstałam się z nią więc bez żalu pod koniec grudnia.  Ale w przyrodzie przecież nic nie ginie tak i u nas czarna ściana zniknęła w jednym pokoju, żeby zmaterializować się w kolejnym ;-)( o tym pogadamy za jakiś czas). 

Zanim jednak na ścianę ze wezgłowiem wybrałam najbardziej nudny kolor świata to po głowie chodziła mi  szara tekstura imitująca beton. Przestraszyłam się pacy i  rozcierania masy na ścianie. Wyobrażam sobie nałożenie równej warstwy kremu na powierzchnię wielkości twarzy ale 9 metrów kwadratowych to stanowczo za dużo. Zdecydowanie nie na moje nerwy.
Wybrałam opcję najłatwiejszą i gwarantującą, że wyzwanie nie zakończy się fiaskiem.
Biel pięknie koresponduje ze starym, dębowym parkietem.

Może nie mam starego orientalnego dywanu i fotela w stylu vintage ale bardzo wpisałam się tym projektem w obowiązujące "tryndy". Dokładnie tak chciałam: jasno, oszczędnie i z kroplą zieleni. Dekoracje zniknęły. Zmierzyć się z nawykami nie jest łatwo ale jestem na deco odwyku. Nie kupuję, nie gromadzę i nawet nie patrzę w stroną nowych ozdób.

Delikatne zasłony zastąpiłam prostą roletą rzymską. Skończył się dla mnie czas walki, kiedy to proces odkurzania podłogi w okolicach zasłon kończył się "pożeraniem" ich przed podstępną maszynę.. Prosta roleta rzymska w kolorze czystej bieli nadała pokojowi przytulności. Zupełnie nie razi mnie widoczna rura ciepłownicza i wyeksponowany kaloryfer żeberkowy. Nie ma co rozwodzić się nad ich kwestią, bo po prostu bardzo je lubię. Ale akurat w tym pomieszczeniu nie odważyłam się, aby podkreślić je kontrastowym kolorem.

Taki rozkład mebli jaki widzicie na zdjęciach to według mnie jedyne słuszne rozwiązanie. Poprzednio miałam dostęp do łóżka z dwu stron ale po pokoju trzeba się było poruszać bokiem, bo wszędzie było za mało miejsca. Teraz z kolei kiedy mąż śpi( a zajmuje miejsce przy stoliku...nie na dywanie!!! ;-)) muszę przeskakiwać przez jego ciało...ale odrobina gimnastyki jeszcze nikomu nie zaszkodziła. 








 Gdybym rozwodziła się nad wszystkimi zmianami, które przez minione miesiące zachodziły się w tym pomieszczeniu pewnie czytalibyście ten post przez następne dziesięć minut. Wspomnę tylko, że  malowałam też szafę i szufladę pod łóżko; odświeżałam kolor łóżka i kaloryfer, farbowałam tkaniny, robiłam nowe uchwyty.  To z pewnością nie były zmiany kosmetyczne, a mimo to projekt mnie nie wykończył!!! Nasze mieszkanie z trzypokojowego musiało się skurczyć do dwupokojowego na okres prawie dwu tygodni i to była największa uciążliwość podczas tego remontu.
Teraz trochę odpoczywam ale też
Nabieram  niestety  tylko apetytu na kolejne zmiany.
Miłego dnia i weekendu.

OLA





JESTEM...

$
0
0
Zdmuchuję pajęczyny  z bloga. Czekam na wiosnę, bo być może ona zasadzi mi solidnego kopa i ocknę się z zimowego letargu.
Ostatnie tygodnie spędziłam radośnie, w zgodzie z samą sobą.
Jedyną rzeczą, która nie cieszy się zbyt wielką moją atencją jest właśnie to miejsce w sieci. Pracowałam nad jego stworzeniem długo i ciężko więc jeszcze walczę o utrzymania go w dobrym zdrowiu i kondycji.
Ale czy mi się to uda?? - Zobaczymy!!!




Kiedy brak mi już ochoty na pisanie, robienie zdjęć i kiedy intensywnie myślę o tym, żeby wykasować mój blog z sieci, pojawia się drobnostka, która sprawia, że znów zaczynam wierzyć w swoje możliwości.
W sesji do Mojego Mieszkania miałam przyjemność uczestniczyć blisko dwa lata temu i prawdę powiedziawszy już zdążyłam o niej zapomnieć.
Większość mieszkaniowych kadrów uległa w tym czasie niejednej zmianie ale mimo wszystko przyjemnie było siebie zobaczyć i o sobie poczytać na łamach prasy.
Marcowy numer tej gazety zachowam z przyjemnością na pamiątkę ;-).




Jeśli macie ochotę podpatrywać co u mnie słychać, zapraszam Was na mój instagramowy profil. Tam ostatnio bywam znacznie częściej. Staram się tam umieszczać teraz skrawki mojej codzienności.



Dziękuję Wam za to, że jeszcze tutaj bywacie, życzę Wam udanego weekendu. 

OLA


ŚCIANA MAGNETYCZNO TABLICOWA W POKOJU DZIECKA

$
0
0
Pokój Franka przeszedł solidny lifting blisko rok temu. 
Niczym  gąsienica przeobraził się w motyla...może niekoniecznie pięknego ale takiego na miarę naszych możliwości. Franek w ciągu minionego roku urósł nam jakieś 20 centymetrów - 11 lat to już jest coś !!! Czas leci tak bardzo szybko, że po małym chłopcu nie ma już śladu. Na półkach w pokoju piętrzą się: książki, typowo męskie gazetki( uściślę tylko: MOTORYZACYJNE), tablet na którym chciałby grać bez końca( NIE POZWALAMY!!! tylko w weekendy) ale także klocki lego i dosłownie kilka maskotek. Na łóżku główne miejsce wprawdzie zajmuje ukochana przytulanka ale coraz więcej sygnałów świadczy o tym, że jej czas dobiega końca.
W  małej przestrzeni frankowego pokoju zachodzą ciągłe zmiany. Dokładamy skrzynkę lub  usuwamy krzesło...chcemy wycisnąć z tego miejsca tak dużo jak tylko się da. Eksperymentujemy!!! Nie zawsze te nasze eksperymenty są udane. Nie ma jednak takiej konstrukcji, której nie dałoby się zlikwidować i takiego koloru ściany, którego nie można  przemalować na inny. Jestem chyba najczęściej zmieniającą wystrój mieszkania blogerką, a już z pewnością najczęściej malującą ściany blogerką. Szpachla to mój dobry przyjaciel, a wałki  przedmioty pierwszej potrzeby. Mam je w domu stale, bo najczęściej malowanie jest  dla mnie czynnością bardzo spontaniczną i wynikającą z potrzeby chwili.




W zeszłym roku "otrzaskałam" cały pokój na biało, a ścianę tuż obok łóżka pomalowałam na zielono. Często pytacie co to za odcień więc dla przypomnienia podaję:
FLUGGER RAL S6030
Malując kawałek ściany na obłędny kolor zieleni wpasowałam się z ogólnie panującą tendencję. Żaden ze mnie trendsetter i nawet sama się dziwię, że ta zieleń u nas zagościła. Dwa lata wcześniej w jednym ze swoich postów napisałam: że zieleń jest be i fuj i nigdy, przenigdy i w żadnym wypadku nie pomaluję już żadnej ściany na zielono;-).
Do niedawna obok fragmentu zielonej ściany, mieliśmy gigantyczny obszar białej, niczym nie zagospodarowanej ściany, która przyznam szczerze po kilku miesiącach zaczęła mnie bardzo wnerwiać. Franek opierał na niej wieka  wojskowych skrzyń i przez to już po dwu tygodniach od malowania ściana upstrzona była nieregularnym ciemno zielonym wzorkiem.
Dzisiaj mamy w tym miejscu ścianę MAGNETYCZNO TABLICOWĄ.
I jest naprawdę fajnie ;-).

Jakich produktów potrzebowałam aby wcielić pomysł na ścianę w życie??

Na polskim rynku dostępnych jest całkiem sporo farb magnetycznych i tablicowych różnych producentów. Ja zaufałam marce, którą znam i lubię - marce FLUGGER.
Wprawdzie nie miałam wcześniej do czynienia z farbami magnetycznymi i tablicowymi tego producenta ale często korzystam z ich: farb do ścian, farb do drewna, gruntów i olejów. Uważam, że są naprawdę świetnej jakości.

Do stworzenia ściany magnetyczno tablicowej użyłam:

- INTERIOR MAGNETIC BOARD
- INTERIOR BLACKBOARD FINISH.

INTERIOR MAGNETIC BOARD nie jest produktem bezwonnym, ma dość intensywny, specyficzny zapach więc na kilka dni Franek musiał wyprowadzić się z gratami do dużego pokoju ( projekt był w toku w połowie grudnia kiedy było dosyć zimno na zewnątrz więc ciągłe wietrzenie mieszkania nie wchodziło w grę).  Po otwarciu opakowania farba jest intensywnie różowa i przed użyciem trzeba ją bardzo dokładnie rozmieszać aż do uzyskania jednolitej konsystencji . W czasie malowania też trzeba ciągle mieszać, żeby opiłki metalu nie opadały na dno naczynia.
Na ścianę nałożyłam cztery warstwy produktu w odstępach 4 godzinnych- zgodnie z wytycznymi na opakowaniu. Według mnie tyle warstw jest niezbędnych żeby efekt magnetyczny był naprawdę przyzwoity. Miejscami nie udało mi się uniknąć drobnych zacieków z farby, ale jakoś za bardzo mi to nie przeszkadza. Dopiero po kilku dniach mogłam na tak pomalowaną powierzchnię położyć INTERIOR BLACKBOARD FINISH czyli czarną farbę tablicową.
Farbę tablicową nakłada się dużo prościej. Jej zapach nie jest tak intensywny i co najważniejsze już praktycznie jedna warstwa wystarczy aby uzyskać gładką, równą, czarną powierzchnię.
Dla bezpieczeństwa i komfortu użytkowania położyliśmy 2 warstwy tablicówki.
Przez tydzień pozwalaliśmy jej odpocząć, ukrywając przed synem, że po czarnej ścianie będzie można pisać jak po szkolnej tablicy.

INTERIOR MAGNETIC BOARD PO OTWARCIU OPAKOWANIA I WYMIESZANIU

ŚCIANA PO POMALOWANIU FARBĄ INTERIOR MAGNETIC BOARD
Zależało mi na tym, żeby na tablicę przeznaczyć solidny kawał ściany.
U pokoju Franka to prawie 4 metry kwadratowe.
Rysunki na tablicy zmieniają się dość często...w grudniu była to choinka, a od kilku tygodni na czarnej ścianie gości drzewo wieloowocowe. Powstało przy udziale całej rodziny. Kontury drzewka malował tata, a owoce Franek. Kot siedzący pod drzewem to moje małe "dzieło".
Tablica pozwala nam ogarnąć także szkolne sprawy: wpisujemy tam daty kartkówek i testów, które rosną w dzienniku elektronicznym niczym grzyby po deszczu.
Dla Franka każdy rysunek, każdy bilet do kina, zaproszenie, laurka czy zdjęcie  to swoista pamiątka.
Wreszcie mamy miejsce aby należycie je wyeksponować bez potrzeby ciągłego robienia dziur w ścianach ( na ramki).
Na ścianie testowaliśmy różnego rodzaju magnesy, idealne są te płaskie o dużej powierzchni...drobne nie nadają się wcale gdyż nie są w stanie utrzymać nawet kartki papieru.


Z pewnością efekt końcowy zależny jest od jakości powierzchni, na której zdecydujemy się przygotować ścianę magnetyczno tablicową. Ściana wyjściowa nie była u nas idealnie gładka. Gdyby była, wielu zacieków udałoby się uniknąć. Chociaż staram się być odważna w swych metamorfozach trochę obawiałam się, że taka wielka czarna plama przytłoczy przestrzeń.
Nic takiego się jednak nie stało.






Przy pomocy wilgotnej gąbki można w łatwy sposób zetrzeć stare rysunki i zastąpić je nowymi projektami. Aby na czarnej ścianie nie pozostawały smugi po gąbce wystarczy bardzo dokładnie, wypłukiwać wodą pozostałości kredy na gąbce.



Jak widzicie wystrój pokoju nieco się zmienił w ciągu roku. Pomarańczowe dodatki to już prawie wspomnienie...czekam jeszcze na dogodny moment i przemaluję także soczyście pomarańczowe wieszaki, które wiszą na ścianie nad biurkiem i tym samym sprawę tego koloru w tym małym  pokoju uznam za zamkniętą.

Dajcie znać w komentarzach co sądzicie o naszej ścianie.
Miłego tygodnia i wspaniałego weekendu.

OLA





ETNICZNA KOLEKCJA W SIECI SKLEPÓW TK Maxx

$
0
0
Kraje Europy Zachodniej od dziecka kojarzyły mi się  z dużymi możliwościami i normalnością, której w czasach mojego dzieciństwa w Polsce brakowało. Mój tato pracował na kontakcie za granicą i przyjeżdżał do domu raz na kilka miesięcy. Przywoził do domu walizki wypchane po brzegi różnymi smakołykami. Znałam: smak czekolady(aczkolwiek mama wydzielała jedną, małą kostkę dziennie), serków topionych i sardynek w oleju (wypas!!!).
Namiastką zachodniego świata z opowiadań taty, w ponurych latach osiemdziesiątych, były sklepy PEWEX. Można było w nim nabyć  towary zachodnich marek za dolary lub bony towarowe. Na sklepowych półkach leżały: napoje w puszkach, soki w kartonikach, czekolady, dezodoranty w sprayu, perfumy, jeansowe ubrania, przedmioty do domu i zabawki,o których ja i moi rówieśników mogliśmy tylko pomarzyć. Wyprawa do tych sklepów była niczym podróż "za granicę".

Część wspomnień  z dzieciństwa wróciła  kiedy znalazłam się po raz pierwszy w krakowskim sklepie TK Maxx w Centrum Handlowym w M1.
Jeden sklep, szeroki asortyment, znane marki.
Tym razem jednak mogłam płacić w złotówkach i na wiele rzeczy było mnie stać dzięki cenom do 60% niższym od regularnych cen sprzedaży w Polsce i na świecie.
 Kiedy nie mam sprecyzowanego pomysłu na prezent dla najbliższych chętnie "wpadam" do sklepu. Buszując wśród: ubrań, obuwia, torebek, bielizny, kosmetyków, artykułów do domu i wyposażenia kuchni zawsze znajduję coś odpowiedniego.
Także sezonowa wymiana garderoby kieruje me kroki do TK Maxx.
 "DZIAŁ DO DOMU" z racji moich wnętrzarskich zainteresowań darzę szczególnym atencją.
Znajdziecie tutaj: modne meble, sznurkowe i wełniane dywany,  tekstylia z wysokogatunkowych tkanin, ceramikę znanych angielskich marek, domowe dekoracje we wszystkich stylach oraz szeroką gamę akcesoriów kuchennych: kamienne i drewniane deski, moździerze, formy do zapiekania.
Zwykle opuszczam sklep zaopatrzona w jakiś drobiazg, który jest idealnym uzupełnieniem mojej domowej przestrzeni.
Na początku kwietnia, w sieci sklepów  pojawiły się ręcznie robione produkty dla domu.
Opatrzone metką RWENZORI TRADEMARK COMPANY zostały wykonane w Ugandzie, w malowniczym, górzystym  regionie Rwenzori.







Ludzie w Ugandzie żyją  głównie z rolnictwa i hodowli, a rozwarstwienie społeczne jest bardzo duże.
Przeważająca ilość mieszkańców tego kraju jest bardzo biedna.
Pewnie macie świadomość, że bardzo częstym towarzyszem biedy jest także niski poziom edukacji - nie inaczej jest w Ugandzie. Wynika on z: trudnego dostępu do szkół, niskiego poziomu nauczycieli i braku infrastruktury.
TK Maxx przez niemal 10 ostatnich lat pomaga lokalnym społecznością Ugandy w zwiększeniu ich przychodów z produkcji przedmiotów rękodzielniczych oraz uprawy kawy.
W widoczny sposób przyczynia się to do poprawy warunków  życia mieszkańców regionu Rwenzori..
W wyniku podjętych działań,  10 000 ugandyjskich dzieci  skorzystało z szansy pójścia do szkoły,
a współczynnik osób, które szkołę ukończyły wzrósł  do 94% ( od 2008 roku o 41%)

Jaka jest nowa kolekcja z regionu Rwenzori, do zakupu której chcę Was zachęcić??

Z jednej strony jest energetyczna i kusząca ferią barw. Wydawać by się mogło, że "barbiowe" róże, soczyste zielenie, turkusy, intensywne żółcie nie maja prawa wyglądać dobrze obok siebie. Zespolone w jednym produkcie, wyplatane w klasyczne,afrykańskimi wzory są jednak wizualnie  atrakcyjne także i dla mnie, choć w stylizowaniu przestrzeni  bywam kolorystycznie zachowawcza.




Z drugiej strony  jest stonowana i bardzo klasyczna. Naturalna barwa włókien z których wykonane są miski, koszyczki, kosze, talerze połączona została z wszystkimi odcieniami barw ziemi: brązem, zielenią, rudościami. W tym wydaniu etniczne produkty będą wręcz idealnym dopełnieniem spokojnych i harmonijnych wnętrz.






Region Rwenzori to nie tylko etniczne rękodzieło to także wysokogatunkowa kawa uprawiana w Górach Księżyca.
Cechuje ją lekka kwasowość i owocowe akcenty( wyczuwalne nuty czarnej porzeczki, jagody i kakao). Ją także znajdziecie aktualnie w sklepach TK Maxx i z pewnością jeśli jesteście wielbicielami tego napoju, warto po nią sięgnąć.


 Jeśli nie są Wam obojętne problemy edukacji w ubogich krajach Afryki, przyłączcie się do akcji TK Maxx. Wpadnijcie do sklepu i zainteresujcie się nową etniczną "kolekcją, która czyni dobro".

Życzę Wam miłego tygodnia,

Ola

NOWE LAMPY W SALONIE - CABLE POWER

$
0
0
 Pierwsze promienie słoneczne obudziły mnie z zimowego letargu. Wpadłam w wir metamorfoz. Na pierwszy ogień poszedł salon, który od jakiegoś czasu wydawał mi się nijako beznadziejny. Mam świadomość, że przy jego urządzaniu, kilka lat temu, popełniłam mnóstwo błędów. Teraz muszę zrobić sporo, żeby wnętrzarskie porażki przekuć w małe sukcesy. Gdybym miała nieograniczone fundusze z pewnością wiele rzeczy z jego wyposażenia wymieniłabym na zupełnie inne. Natychmiast i bez najmniejszych skrupułów ;-).
Kiedy tylko nadarzyła się okazja do wymiany starych lamp, nie mogłam z niej nie skorzystać.
 Wymiana lampy to proces pozornie łatwy. Kupujesz nową lampę, ściągasz starą, montujesz nową. Trzy proste czynności, które nie powinny zając zbyt wiele czasu. Nie jestem jednak osobnikiem typowym  i jeśli śledzicie mój blog, to wiecie, że wprowadzenie do pomieszczenia nawet najmniejszego, nowego elementu, wymusza szereg zmian, które w moim przekonaniu są konieczne. Zmiana to moje drugie imię. 




Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli skompletować lampy dla siebie na stronie CABLE POWER; z pewnością przyda się Wam: ulubiony napój  i wolne popołudnie. Nawet niejedno popołudnie. Musicie zadecydować nie tylko o barwie oplotu( w którym skrywają się kable) ale także o materiale i kolorze z którego mają być wykonane oprawki. Będziecie musieli także wybrać żarówki do Waszej personalizowanej lampy. Warto podjąć ten trud aby otrzymać produkt unikatowy, skrojony dokładnie na Wasze potrzeby.


W swoim domu postawiłam na czarno białą koncepcję. Dwie lampy w czerni i bieli. Klasyczne połączenie kolorystyczne jest dla mnie gwarancją, że lampy będą pasować do moich wnętrz nawet wtedy kiedy do głowy wpadną mi nawet najbardziej szalone metamorfozy(a o nie nietrudno).
 Lampy łączą  te same materiały: kable w oplocie, żarówki ledowe i metalowe oprawki, nawet kolory. Jednak nie mam zupełnie wrażenia, że są "z kompletu".
Do niedawna nad stołem wisiały dwie ikeowskie półki, które stały się moim utrapieniem. Nie do końca wiedziałam jak zmiksować tam dekoracje, żeby uzyskać zadowalający dla oka obrazek. Postanowiłam więc całkowicie z nich zrezygnować i w tej sposób uprościć stylizację. W tym miejscu zagościł kinkiet SHAPE WALL 3D i nie mam pojęcia w jaki sposób wcześniej obywałam się bez jakiegokolwiek źródła światła w tym miejscu. Kinkiet można zamontować w trzech różnych pozycjach. Według mnie ten sposób, który widzicie na zdjęciach jest dla naszego wnętrza najkorzystniejszy.



Może to pewien rodzaj zboczenia ale dużą wagę przywiązuję do tego aby fragment przestrzeni wyglądał dobrze z każdej strony. Z prawej, z lewej, z przodu - kompozycja musi być skończona. Uznałam więc, że koniecznie muszę pomalować ścianę, która do niedawna była biała, na kolor grafitowy. W tej sposób zyskałam idealne tło do wyeksponowania moich nowych lamp. Wariactwo?? Być może. Muszę się Wam jednak przyznać, że przez kilka dni po przemalowaniu miałam wątpliwości czy ta ciemna ściana jest rzeczywiście dobrym pomysłem.  Na szczęście( dla mojego małżeństwa i dobrego samopoczucia mojego męża) nowe rośliny i grafiki sprawiły, że raz na zawsze porzuciłam pomysł powtórnego przemalowywania ściany.



Wchodzę do salonu i od progu wita mnie taki oto przyjemny obrazek. Sporo drewna, biel i szarość i zieleń, coś nowoczesnego i coś starego tworzy udany, plastyczny mariaż.


Kinkiet jest świetny ale według mnie prawdziwym hitem jest lampa sufitowa. MEDUSA w największej wersji (XL). Nasz salon ( który łączy w sobie funkcje pokoju wypoczynkowego i jadalni) nie jest zbyt okazały. To pomieszczenie na bazie kwadratu o boku 4m. Lampa wydawała mi się początkowo odrobinę za duża ale już tak mam, że jak coś mi się bardzo podoba to chętnie podejmuję  aranżacyjne ryzyko.  Jak widać decyzja była jak najbardziej słuszna. Mimo, że średnica lampy ma 140 cm, lampa nie zdominowała wnętrza. Sznurkowa konstrukcja jest lekka. Długie ramiona, morskiego stwora w 1/3 długości zostały przytwierdzone na przezroczystych żyłkach do sufitu.  Taki sposób montażu sprawia, że konstrukcja dosłownie "unosi się" w powietrzu. Monochromatyczną kolorystykę przełamują ledowe żarówki, z żółtymi żarnikami.




Nasz salon pokazywałam kilka miesięcy temu. Od tego czasu zaszło w nim sporo spontanicznych zmian; to stan obecny tego pomieszczenia  nie jest ostatecznym. Marzę o znacznie większej ilości roślin i o kilku dodatkowych grafikach, nowym bardziej industrialnym stole i nowych krzesłach(szczebelkowych). Czas pokaże czy wszystkie plany uda się zrealizować ;-).

Miłego dnia dla Was i przyjemnego tygodnia.

Ola

"DYWAN ZAWSZE W MODZIE" - SYPIALNIA z KOMFORTEM

$
0
0
Całkowicie odmienioną sypialnią cieszymy się już cztery miesiące. O zmianach, które zaszły w sypialni pisałam TUTAJ. Obecny jej wygląd jest przeciwwagą do tego, co mieliśmy w tym pomieszczeniu przez blisko trzy lata. Pożegnaliśmy się z czarną ścianą, która grała pierwsze skrzypce. Znacznie ograniczyliśmy także ilość dodatków, bo ich nadmiar zaczynał mnie męczyć. Zależało mi, aby aranżacja była spójna i żeby w tym pomieszczeniu było znacznie jaśniej niż dotychczas. Sypialnia znajduje się od strony wschodniej więc słońce mamy tutaj tylko w godzinach porannych.
Ostatnie zmiany wymusiły na mnie likwidację starej, wysłużonej wykładziny. Wykładzina była w kolorze ciemnego brązu i mieliśmy ją w sypialni około siedmiu lat, a więc szmat czasu. Chyba nigdy nie mieliście okazji jej oglądać ale uwierzcie mi na słowo, nie było się czym chwalić ;-)
Odsłoniłam  dębowy parkiet( nasze mieszkanie jest w starym, czterdziestoletnim bloku, a parkiet jest  niewiele młodszy;-)), a przy łóżku położyłam niewielki dywanik  w rozmiarze 90x110 cm.
Muszę przyznać, że często działam impulsywnie, bo nie lubię jak "dopieszczanie projektu" rozciąga się w czasie. Irytują mnie wszelkie prowizorki. Błyskawiczne decyzje nie zawsze są słuszne i często wymagają korekty ;-).
Z perspektywy kilku miesięcy muszę stwierdzić, że wybór dywanu o takich rozmiarach nie był trafionym pomysłem. Dywanik jest stanowczo za mały. Choć jest dobrej jakości i w pasujących kolorach wizualnie po prostu " nie leży". Musiałam poszukać czegoś innego.

Oto moje oczekiwania co do nowego dywanu :
- odpowiedni rozmiar: za odpowiednią uznałam szerokość: powyżej 110 cm i nie większą niż 160 cm oraz długość powyżej 160 cm i nie większą niż 230 cm. Zależało mi, aby dywan nie zajmował całej podłogi, żeby wypełnił miejsce znajdujące się przed łóżkiem, a nie pod nim.
-odpowiedni kolor: akceptuję beże, szarości i wszelkie ich kombinacje
 -odpowiedni wzór: zależało mi, żeby wzór nie zdominował wnętrza, był jego nienachalnym dopełnieniem
- odpowiednie włókno - zdecydowałam, że na dywan nie chcę wydać więcej niż 600 zł. Oczywiście, że w takiej cenie można znaleźć dywany z naturalnego włókna (np. juty, bawełny), ale ponieważ ma być to dywan do sypialni powinien być przyjemny dla stóp i miękki. Stawiam więc na polipropylen, najpopularniejsze sztuczne włókno, które jest łatwe w pielęgnacji i ma właściwości antyalergiczne.

Nie wyobrażam sobie domu bez dywanów. Choć od lat mamy w domu dębowy parkiet( obecnie odnowiony i zaolejowany) i już on sam nadaje naszym wnętrzom przytulności, to i tak bardzo lubię
 "ubierać" podłogi w dywany.
Dywan  zmienia charakter wnętrza. Może je całkowicie  odmienić. Odpowiednio dobrany nadaje mu przytulności, świeżości. Niewłaściwy potrafi zepsuć  nawet najpiękniejsze aranżację. Oczywiście dobór dywanu jest sprawą bardzo indywidualną i niekoniecznie produkt, który wybieram do swojego mieszkania musi podobać się każdemu.  

Starałam się, żeby dywany, które wybrałam z oferty sklepu KOMFORT spełniały moje wymagania w 100%. Choć daleka jestem od wszelkich szaleństw kolorystycznych( zarówno we wnętrzach jak i w ubiorze)to w przypadku dywanu zdecydowałam się na odrobinę szaleństwa( czytaj: niebieskie włókna ;-)).
Trzeba niemałej siły i kilku godzin, aby zaaranżować dywany we wnętrzu.
Z pewnością byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby sypialnia była znacznie większa( nasza ma niespełna 6 metrów kwadratowych); a wyłożenie każdego dywanu nie wiązało się z przestawieniem większości mebli.
 THEMA ANCIENT to  dywan, który jest przyjemny i miły w dotyku, co jak już wspominałam, ma dla mnie niebagatelne znaczenie. Na tym dywanie ciemniejsze włókna przeplatają się z jaśniejszymi, zarówno na szarej postawie jak i wypukłym antycznym wzorze w odcieniach niebieskiego; uzyskany efekt cieniowania szalenie mi się podoba.  Mimo, że aktualnie dopełniającą barwą w mojej sypialni jest kolor zielony to "sprany" wypukły wzór całkiem nieźle wpisał się w skandynawski, oszczędny look sypialni. Moje obawy związane zarówno z wzorem i z kolorem okazały się zupełnie bezpodstawne. Cena dywanu także jest bardzo zachęcająca.

THEMA ANCIENT
Rozmiar dywanu: 120x170 cm
Włókno: polipropylen
Cena dywanu: 349 zł









Dywan OPUS MARO to dywan o dużej gęstości runa i wykonany w technologi heat seat. Ten dywan to doskonała alternatywa dla dywanów wełnianych ale dzięki specjalnej obróbce włókna znacznie łatwiejszy w użytkowaniu. Dywan jest bardzo miękki i przytulny. Z przyjemnością zanurzyłam w nim swoje stopy. Ma nowoczesny, prosty wzór i ciekawy kolor: szarość wpadającą w miętę.
Według mnie stosunek jakości dywanu do jego ceny jest naprawdę dobry.

 OPUS  MARO
Rozmiar dywanu: 120x170 cm
Włókno: heat set
Cena dywanu: 399 zł






Ostatni dywan, który miałam okazję "przymierzyć' we wnętrzu to  IBIZA TERRE BLUE.  Jeśli chodzi o moje wymagania kolorystyczne co do nowego dywanu, ten okaz spełnia je całkowicie. Jasno szare włókna przechodzą miejscami w beżowe i stalowe. Całość wzoru dopełnia kropla niebieskości ale to zupełnie mi nie przeszkadza. Wzór przypomina spękana ziemię. Zanim go rozłożyłam w sypialni wydawało mi się, że będzie za duży. Jednak wydaje mi się, że jego rozmiar jest najodpowiedniejszy. Pomimo tego, że gęstość runa  tego dywanu jest najniższa ( w porównaniu do pozostałych modeli)  to właśnie ten dywan najbardziej mi się spodobał.
W sypialni zrobiło się bardzo przytulnie i wreszcie udało mi się uzyskać w tym pomieszczeniu zamierzony efekt. 

IBIZA TERRE BLUE
Rozmiar dywanu: 160x230 cm
Włókno: polipropylen
Cena dywanu: 549 zł






Jak się Wam podoba mój wybór? A może uważacie, że któryś z dwu pozostałych dywanów pasuje do mojej sypialni bardziej?
Dajcie znać w komentarzach.
Miłego dnia Wam życzę i pięknego tygodnia.

OLA

GALERIA ŚCIENNA CZYLI JAK OSWOIĆ GRAFITOWĄ ŚCIANĘ

$
0
0
Od dawna marzyły mi się zmiany w salonie. Ale zupełnie nie miałam na nie pomysłu. Podoba mi się tak wiele rzeczy i tak często zmieniam zdanie, że momentami zaczyna mnie to przerażać. Zależało mi w przypadku tego projektu, żeby zmiany były dobrze przemyślane i żebym nie musiała modyfikować tego pomieszczenia znów za kilka miesięcy. Grzebałam w sieci, inspirowałam się, podpatrywałam, analizowałam różne wersje - za nic nie mogłam się zdecydować.  Jak to zwykle bywa pomysł na modernizację przyszedł mi do głowy całkiem nieoczekiwanie w trakcie myślenia o "dupie Maryny". Niczym pomysłowy Dobromir pewnego sobotniego popołudnia zauważyłam nad głową jarzącą sie intensywnie żaróweczkę. Myśl, która wtedy wpadła mi do głowy wyznaczyła kierunek zmian. 

W poprzednim wyglądzie salonu, najbardziej drażniła mnie czarna plama telewizora, która straszliwie kontrastowała z jasnymi drewnianymi meblami i zimno białą ścianą. Odbiornik rzucał się w oczy tuż od progu, a nie o to mi zupełnie chodziło. Już na początku kwietnia,  tuż pomiędzy czyszczeniem i olejowaniem podłogi GUMI( pamiętajcie o drewno na zewnątrz trzeba należycie dbać!), machnęłam wielgachną białą ścianę, farbą MAGNAT  w kolorze KSIĘŻYCOWY HEMATYT i w tej właśnie sposób pozbyłam się niechcianego kontrastu.




Zupełnie niespodziewanie pojawił się inny problem.
Telewizor wprawdzie "zginął" na ciemniejszej ścianie ale za to ciemniejsza ściana stała się w naszym małym pokoju bardzo wyraźna. Cóż, napiszę więcej - nieprzyzwoicie nachalna. 
Wspominałam w TYM poście, o tym jakie wątpliwości mnie dopadły, tuż po jej pomalowaniu.
Uratować aranżację mogły tylko odpowiednie grafiki.
Wydawało mi się nie "tryndy" nie są dla mnie.
Ale temu z zielenią uległam.
Na ścianie pojawiły się wiec cudne roślinne grafiki od LEMON DUCKY:
Eukaliptus (TUTAJ), Monstera (TUTAJ), Paproć(TUTAJ).



A nieco później do zielonej rodziny dołączyły jeszcze inne.
Śmiało mogę napisać, że udało mi  w tej sposób oswoić narowistego rumaka.
Ściana złagodniała i nawet zaczęła bardzo mi się podobać.



Jeśli chodzi o ustawienie plakatów w galerii to jest zupełnie przypadkowe.
Oczywiście jestem świadoma tego, że jest mnóstwo sposobów, żeby rozmieścić dobrze obrazy w galerii ściennej ale w trakcie wieszania własnych z gotowego przepisu nie korzystałam.

Nie tylko o galerii ściennej chciałam dzisiaj napisać.
Pojawiło się u mnie bardzo dużo roślin.
Zawsze uważałam, że nie warto poświęcać im czasu.
Nie pamiętałam o ich pielęgnacji i podlewaniu.
Wobec tego żywot miały u mnie ciężki i najczęściej krótki.



Kilka miesiący temu trochę mi się zmieniło: nie gadam jeszcze do nich żeby pięknie rosły ale jestem na dobrej drodze, żeby polubić te moje, małe zielone stworki. Od stycznia, raz w tygodniu, najczęściej w sobotę robię im solidną kąpiel...a myślę nawet o jakimś spa dla nich.
Jakieś preparaty wmacniające czy coś? Jak macie jakieś dobre sprawdzone produkty to dajcie znać w komentarzach od jakich kuracji upiększających zacząć.



W mojej nowej pasji mam pierwsze sukcesy: wszystkie roślinki mają się dobrze, a niektóre z nich nawet całkiem nieźle rosną. Każdy wprawny hodowca roślin doniczkowych wie, że nie każda roślina jest okazem zdrowia i  nie każda jest praktycznie bezobsługowa. Zdarzył i mi się bluszcz zdechlak. Dopadła go choroba w postaci przędziorków. Znamy się z nimi dobrze, bo praktycznie co roku walczę z  nimi zawzięcie na balkonie .
W bluszczu była tak duża wola życia, że wytrzymał nawet dwukrotny oprysk preparatem robakobójczym(  i bardzo krótki czas oprysku między kolejnymi opryskami).


Życzę Wam i sobie pięknej pogody na weekend.
Mam nadzieję, że uda mi się zrobić balkonowe foty i zaprezentować ten mój malutki azyl w tegorocznej odsłonie.

Buziaki.

OLA





JAK ZAARANŻOWAĆ MAŁY BALKON - DREWNIANE ELEMENTY GUMI TARAS

$
0
0
Mieszkamy w starym, trzydziestoletnim bloku. W trakcie naszych zmagań z zastaną przestrzenią kompletnie nie chcieliśmy ingerować w rozkład pomieszczeń. Wiedzieliśmy, że  wiązałoby się to wszystko z totalną demolką. Wobec tego pokoje mamy małe, czasem dość nieustawne: "kiszki" i "tramwaje". Zaakceptowaliśmy to co mamy, bo jeśli nie można mieć wszystkiego to przecież nie warto się "biczować".

Z dużego pokoju, który szumnie określam "salonem" wychodzę wprost na mały balkon( 100x230 cm). O balkonie piszę średnio raz w roku, kiedy w sieci "huczy" od balkonowych inspiracji. W ciągu dziesięciu lat, ta przestrzeń zmieniła się całkowicie. Dawno temu było to miejsce gdzie wynosiło się kompletnie niepotrzebne rzeczy( coś na kształt graciarni na wolnym powietrzu). Kiedy wpadłam w szał mieszkaniowych metamorfoz, opróżniliśmy balkon z zalegającego"badziewia".  Wymieniliśmy na nim stare, zużyte płytki, a na bocznych barierkach powiesiliśmy wiklinowe osłony. Zrobiło się zdecydowanie przytulniej. Zawsze jednak dążyłam aby balkonowi nadać "pokojowego" klimatu.





Udało mi się to dwa lata temu, kiedy balkonowa podłoga została przykryta jesionową deską - GUMI TARASEM. Chyba nie muszę Was przekonywać, że różnica między ceramiczną płytką, a solidną drewnianą podłogą jest kolosalna. Jak między maluchem, a mercedesem.
Utrzymanie malucha to całkiem niewielki koszt, natomiast utrzymanie mercedesa kosztuje całkiem sporo.
W przypadku drewnianej podłogi koszt nie przelicza się jednak na pieniądze, a na  trud włożony w jej konserwację. 

Aby móc cieszyć się drewnianą podłogą przez lata trzeba przecież o nią należycie dbać. Ale czy nie tak właśnie jest ze wszystkimi rzeczami, którymi chcemy się cieszyć przez lata?
Od dwu lat na wiosnę funduję swojej podłodze solidne mycie, a potem olejowanie.
Dzięki temu podłoga odzyskuje należyty blask po zimie ;-). Owszem jest to zajęcie dość pracochłonne ale miałam świadomość, że takie coroczne prace konserwacyjne będą potrzebne. Wykonuje je bez narzekania i zbędnej zwłoki.
W tym roku przystąpiłam do działania zaraz na początku kwietnia.
Pogoda była akuratna. Nie za ciepło, nie za zimno.
Wymarzona aura do aplikowania oleju.

W tym roku jeszcze solidnej zadbałam o balkon.
Odświeżyłam podłogę i wiklinowe osłony ( olejowanie osłony doskonale ją konserwuje i sprawia, że po około siedmiu latach użytkowania nadal wygląda jak nowa). Odmalowałam barierki i elewację na balkonie, dodatkowo parapet. Wszystkie te prace wykonuję samodzielnie, taka ze mnie "ZOSIA". Nawet dzień w SPA nie jest w stanie mnie tak zrelaksować jak konkretny wysiłek.


W tym roku na mój balkon  zawitały nowe PRODUKTY GUMI. Pojemne SKRZYNIE  zastąpiły ławeczkę, która w ciągu kilku lat została nadszarpnięta zębem czasu. Ławeczka pozostawiana na zimę na balkonie, na wiosnę wymagała odmalowywania.



 Gliniane doniczki, które przeprowadziłam do salonu zostały zastąpione przez DREWNIANE DONICE. Udało mi się w tej sposób nieco uporządkować przestrzeń, bo w zeszłym roku na balkonie rządził twórczy nieład. Ponieważ wszystkie te produkty(podobnie jak podłoga) są wykonane z drzewa jesionowego i zaolejowane, mogą pozostać na zewnątrz przez cały rok. Na wiosnę je tylko odświeżę.


Dobór roślin też nie jest przypadkowy. Postanowiłam pobawić się w małego ogrodnika.  Na balkonie, po rocznej przerwie zagościły zioła i ...kompletna nowość, a mianowicie truskawki ;-). Do ziół na balkonie mam słabość od zawsze ale nie zawsze one są "udają". Postanowiłam jednak podjąć wyzwanie po raz kolejny. Choć nie są najłatwiejsze w uprawie ich zapach rekompensuje cały trud.
Czekamy też na własne truskawki. Widać już kilka zielonych owoców. Jeszcze tydzień albo dwa i będziemy cieszyć się ich smakiem.



Co roku walczę o to, żeby na balkonie uzyskać iście skandynawską aranżację. Chłodną, minimalistyczną. Natury jednak nie oszukam. Znacznie bliżej mi do gorącego Południa niż do chłodnej Północy stąd tyle u mnie ciepłych brązów i rudości ;-). I mogę się bardzo starać ale zawsze jest to samo. Niby wszystko idzie w dobrym kierunku ale nagle wprowadzenie jednego elementu bardzo ociepla aranżację. Tym razem kamienny lisek zniweczył moje balkonowe plany.


 Lubię swój balkon za dnia, ale także nocą bardzo mi się podoba.
Wszystko za sprawą lampek ledowych i lampionów, które nadają mu magicznego klimatu.
Gdyby tylko pogoda była trochę lepsza mogłabym spędzać tam wieczory. Jeszcze jednak jest odrobinę za zimno ale mam nadzieję, że wkrótce będę mogła w pełni korzystać z balkonowych uroków.




Miłego poniedziałku dla Was i wspaniałego tygodnia,

OLA

"DYWAN ZAWSZE W MODZIE" - jaki dywan do pokoju dziecka??

$
0
0
  O tym w jaki sposób dywany mogą wpływać na wystrój wnętrza pisałam w TYM POŚCIE. Odsyłam Was do wcześniejszego wpisu, jeśli jesteście ciekawi, który z dywanów pochodzących ze sklepu KOMFORT spodobał mi się najbardziej. Przypomnę tylko, że wybierając dywan do sypialni nie zastanawiałam się długo ;-).
 Dzisiaj zapraszam Was na kolejny odcinek dywanowego serialu. Z sypialni przenosimy się do pokoju 11 letniego chłopca. W tym pomieszczeniu będziemy kontynuować nasze rozważania.
Pokój Franka jak całe nasze mieszkanie jest dość mały ;-). Jak się okazuje niespełna sześć metrów kwadratowych to wystarczająca przestrzeń na pokój dziecka. Starałam się tak "zaprojektować" pokój Franka, aby nie sprawiał wrażenia typowego blokowego "tramwaju". Optycznie go więc  skróciłam  umieszczając łóżko pod oknem. W pokoju rządzą zabawki i pojemniki na zabawki wszelkiej maści. Zależało mi, aby nadać temu pomieszczeniu lekko industrialnego charakteru. Stąd dobór kolorów i elementów wystroju. Nie brak tutaj  metalu i drewna z odzysku.

Jakiego dywanu szukam do pokoju Franka?
Zależało mi, aby dywan miał odpowiedni kolor, wzór i wytrzymałość. Nie chcę dywanów w jasnych kolorach ( uważam, że w pokoju dziecka  po prostu się nie sprawdzają); eliminuję także typowo dziecięce wzory (autka, serduszka, misie). Ważne, żeby dywan dobrze się użytkował, był praktyczny i wygodny w użytkowaniu, a także, odporny na zabrudzenia i dość miękki.

Mam nadzieję, że nie jesteście rozczarowani moim pierwszym dywanowym typem. 
Po tym jak ładnie wpasował się w wystrój sypialni, miałam wielką ochotę na to, aby sprawdzić DYWAN IBIZA w innym pomieszczeniu. Dywan IBIZA TERRE BLUE jest wykonany z włókna heat seat (160x230cm - 549 zł). Przyjemny i mięciutki, idealny dla gołych stóp. Świetny do pokoju chłopca, który wciąż spędza mnóstwo czasu na kolanach np. podczas zabawy klockami Lego. Nie lubię się powtarzać ale tym razem po prostu muszę. Bardzo podoba mi się dobór kolorów na dywanie: szaro beżowe z delikatną niebieską nicią. Kolory  runa pięknie ze sobą współgrają, genialnie się przenikają przez co wzorowo udają kamienną strukturę. Dywan potrafi zaskoczyć, bo oglądając go na stronie sklepu KOMFORT zupełnie nie miałam świadomości, że może "zrobić wnętrze". Ponieważ w pokoju mamy spoko metalu i drewna to taki " kamienny", inspirowany naturą dodatek jest jak najbardziej na miejscu.








Jeśli zastanawiacie się w jaki sposób sprawić „frajdę”wielkiemu miłośnikowi kotów, to mam dla Was gotową odpowiedź. Kiedy mały koci fan ma już: plakaty z kotami, poduszki z kotami i książki z kotami nie pozostaje Wam nic innego jak zaopatrzyć go w dywan z tym zwierzątkiem. Dywan FLASH CATS(120x170 cm, 179 zł ) jest znacznie mniejszy od dywanów, które mieliśmy dotychczas  w tym pomieszczeniu. Kombinacja kolorystyczna ( chociaż bardzo wyrazista), bardzo nam odpowiada. Monochromatyczne połączenie doskonale wygląda w naszym pokoju. Czerń i biel świetnie koresponduje z innymi elementami wystroju i co najważniejsze podkreśla industrialny charakter pomieszczenia. Niewysokie ale zbite runo z włókna heat set jest niewątpliwie jego zaletą. Dywan dzięki włóknom, które zostały zastosowane do jego produkcji, jest odporny na intensywne użytkowanie. Uważam, że jedyną wadą tego dywanu jest jego rozmiar. Gdyby był nieco większy to on byłby tym, który najchętniej widziałabym w pokoju dziecka.
(zdjęcia dywanu FLASH CATS we wnętrzu)







Trzeci dywan, który miałam okazję "przymierzać" we wnętrzu to  SPECTER GEOMETRY (160x230 cm; 499 zł). Geometryczny, trójkątny wzór jest bardzo ciekawy, a dobór kolorów neutralny. Dywan z pewnością będzie pasował do niejednego pokoju dziecięcego, zarówno do pokoju chłopca, jak i do pokoju dziewczynki. Za niespełna 500 zł otrzymujemy produkty wysokiej jakości z włókna polipropylenowego, wprost stworzony do dziecięcego pokoju( niezwykle delikatny). Po umieszczeniu dywanu w pokoju Franka odniosłam jednak wrażenie, że w tym pomieszczeniu „nie zagrał”. Być może wynika to stąd, że ten model( w porównaniu z pozostałymi) jest najbardziej kolorowy. Ja szukałam czegoś „bardziej spokojnego”.
(zdjęcia dywanu SPECTER GEOMETRY)







Podjęcie właściwego wyboru, nawet w tak prozaicznej sprawie jak dobór dywanu do pokoju dziecięcego, wcale nie jest sprawą łatwą. Postanowiłam więc, że dywany „pomieszkają” z nami przez kilka dni, żebym mogła się przekonać, który z nich będzie dla Franka najwłaściwszy. Który z prezentowanych produktów spodobał się Wam najbardziej? - dajcie znać w komentarzach.

Miłego piątku i wspaniałego weekendu!

OLA

"DYWAN ZAWSZE W MODZIE" - JAKI DYWAN DO SALONU??

$
0
0
Dzięki uprzejmości sklepu KOMFORT dopasowuję dywany do swoich wnętrz, już po raz trzeci. Po sypialni ( o której pisałam TUTAJ) i pokoju dziecka ( dywanowy post TUTAJ) przyszedł czas na kolejne pomieszczenie. Tym razem będzie to salon.
Nasz niewielki salon kilka miesięcy temu, przeszedł małą metamorfozę. Nowością  w pokoju jest  szara ściana i florystyczne grafiki ścienne. Do niedawna mieliśmy na podłodze gruby, wełniany dywan w kolorze kości słoniowej. W tej chwili na odnowionym parkiecie spoczywa wełniany dywan marki Calvin Klein ze sklepu Komfort ( model niestety już niedostępny w sprzedaży). Z posiadanego dywanu jesteśmy bardzo zadowoleni i pewnie zostanie z nami przez kilka najbliższych lat.

Nie ma takiej siły, która powstrzymałaby mnie przed kolejnymi przymiarkami dywanów w moich wnętrzach. Nie przeraża mnie częsta zmiana aranżacji, a na dodatek być może, wśród testowanych produktów Komfortu wypatrzę sobie odpowiedniego następcę naszego dywanowego "szaraczka".

Do pokazania mam dzisiaj trzy kolejne dywany.
Mam wielką słabość do koloru szarego, więc chyba nie zdziwi Was, które z dywanów wybrałam spośród szerokiej oferty sklepu.

Szary dywan THEMA PATTERN poszedł na pierwszy ogień. Bardzo podoba mi się ten gęsty, jasny wzór, który został umieszczony na szarym tle. Pomimo dużej koncentracji wzoru na całej powierzchni, dywan nie jest męczący w odbiorze. Z całą pewnością jest to zasługa odpowiedniej kompozycji kolorystycznej. Szarość i biel to dla mnie, idealne połączenie kolorów - uwielbiam ten zestaw już od dawna.  Dywan został wykonany z włókna heat set z domieszką poliestru. Dobór włókien sprawia, że jest bardzo miękki i niezwykle przyjemny w odbiorze. Z przyjemnością można zanurzyć w nim gołe stopy. Dywan bardzo ładnie komponuje się z pozostałymi elementami wystroju naszego małego salonu.
Cena  jest całkowicie adekwatna do jego jakości.

THEMA PATTERN
Rozmiar: 160x230 cm
Włókło: heat set, poliester
Cena: 649 zł

dywan z wzorami



dywan w marokański wzór

dywan w marokański wzór

szary dywan

dywan w marokański wzór szary

Dywan VINTAGE MOSAIC jest wykonany z wiskozy, która sprawia, że jest to produkt bardzo wysokiej jakości. Dywan jest zbity i gęsty, ale jednocześnie bardzo lekki. Nie bez powodu wiskoza nazywana jest "sztucznym jedwabiem". Włókna wiskozy zmieniają odcień w zależności od ułożenia włosa. Ta właściwość włókna wiskozowego sprawia, że prezentowany dywan jest bardzo efektowny.
Z powodzeniem udaje produkt vintage. Niejednokrotnie podczas robienia zdjęć wydawało mi się, że dywan ma wybarwienia i przetarcia - to jednak efekt  gry światła i cieni.
Wzór na dywanie jest bardzo delikatny, miejscami cieniowany.
Ten dywan według mnie będzie pasował do każdego wnętrza. W moim umiarkowanie nowoczesnym wnętrzu sprawdził się doskonale ale wyobrażam  go  sobie także, we wnętrzu pełnym starych mebli z duszą.

VINTAGE MOSAIC
Rozmiar: 160x230 cm
Włókno: wiskoza
Cena: 679 zł

vinatge dywan

vintage dywan

szary dywan vintage

dywan zawsze w modzie

dywan vintage

Ostatni prezentowany dywan BELIS FLOWERS powala soczystością barw. Kwiatowy wzór przez odpowiedni  dobór kolorów jest wesoły i  radosny; wprowadza do wnętrza świeżość.. Dywan wykonany został  z włókna heat set przez co runo jest niezwykle miękkie i sprężyste.
Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że dywan zachęca aby po nim chodzić ;-).
Produkt może być dużym salonowym dywanem ale równie dobrze sprawdzi się jako mały dywanik do sypialni.
Wspominałam, w poprzednich postach, że lubię dywany, które ładnie otulają wnętrze.
Ten model sprawia ( być może przez dobór kolorów), że pomieszczenie nabiera wyjątkowej przytulności. Choć - nie jest to z pewnością produkt do wnętrz ultranowoczesnych, w których króluje metal, szkło i industrialne meble.

BELIS FLOWERS
Rozmiar: 160x230 cm
Włókno: heat set
Cena: 599 zł

dywan w kwiaty

dywan w kwiaty

dywan w kwiaty

dywan w kwiaty

dywan w kwiaty

Mój dywanowy typ, to dywan VINTAGE MOSAIC. Ten dywan zdecydowanie najbardziej mi się podoba i z chęcią widziałabym go w przyszłości w moim salonie. A Wam, który z dywanów najbardziej przypadł do gustu?

Miłego dnia dla Was i przyjemnego tygodnia,

OLA

LETNIE PLANY #metamorfozastaregodomu

$
0
0
Sezon chatkowy uważam za otwarty. Jeszcze nigdy inauguracja sezonu nie wypadała tak późno. Przecież mamy już czerwiec, a właściwie jego połowę . Zwykle pierwsze prace ogrodowe zaczynamy  na wsi już pod koniec kwietnia. Ten rok jest jednak zupełnie nietypowy. W kwietniu dopadł nas nadmiar obowiązków i trzeba było  rzeczy odłożyć na później. Najłatwiej było zrezygnować nam z wyjazdów na wieś.  Wobec tego, w ostatni weekend, po naszym przyjeździe przywitała nas kompletnie zarośnięta działka, chaszcze sięgające do ud. Do drzwi wejściowych domu musieliśmy się przedzierać niczym przez afrykański las, torując sobie drogę maczętą ;-).
Kiedy ja działałam we wnętrzu, ogarniając dom "po zimie"; mąż przy pomocy kosy spalinowej ( żadna kosiarka nie daje rady z ) miejsce po miejscu, golił trawę z niebywałą cierpliwością. Po 10 godzinach koszenia na 30 arach zapanował względny porządek. Wygraliśmy bitwę ale szykujemy się już do kolejnego starcia, bo trawa suto skrapiana deszczem i smagana słońcem, rośnie jak szalona.
W domu obyło się bez większych problemów. Wygląda na to, że myszy wyniosły się od nas na dobre lub mamy do czynienia z bardzo porządnymi egzemplarzami, bo śladów ich obecności nie znalazłam. Za to na zewnątrz, kiedy opadła zasłona z traw, okazało się jakie szkody  wyrządził majowy przymrozek. Lawendy( 7 letnie gigantyczne krzaki) trafił szlag, z ziemi sterczą suche badyle, a ja zastanawiam się czy je wykopać i spalić, czy dać im szansę i poczekać do następnego roku. Wczesne piwonie mają dosłownie kilka kwiatów. Leciwa jabłoń w tym roku kompletnie nie będzie miała owoców, bo w miejscu zalążków owocowych są czarne, suche koraliki.

Często zapraszam Was do kuchni. Nie bez powodu. To moje ulubione pomieszczenie w całym domu. Bardzo sielskie, bardzo kobiece. To serce naszego wiejskiego domu. Personifikacja mojej babcinej natury. Natury, która kocha: koronki, pastele i miękkie linie. 
Natyrałam się w niej jak wariat. Teraz nawet już nie zliczę ile roboczogodzin spędziłam odnawiając kolejne mebelki. Z pewnością gdyby zebrać je "do kupy"  wyszłoby parę tygodni pracy ciągłej. 
Pooglądajcie sobie kuchenne kadry, a jak już nacieszycie oczy odnowionymi kątami, przejdziemy do clue dzisiejszego postu.

sieska kuchnia

sielska kuchnia

stary piec

stary piec

sielska kuchnia

oastelowa kuchnia

pastelowa kuchnia

stary kredens

Gotowi??
Weźcie głęboki oddech i ruszamy. 
Kiedy zachwycaliście się naszymi wnętrzami, przy każdym pozytywnym komentarzu dotyczącym naszej Chatki,  myślałam sobie: " Ach, gdybyście wiedzieli ..." . 
Fragment wnętrza, które Wam dzisiaj pokażę, może uświadomi Wam ogrom zmiany, która zaszła w naszym letnim domu przez ostatnie lata. Przez ostatni rok przygotowywałam się do tej  publikacji, wrzucając na różne facebookowe fora zdjęcia własnych wnętrz. Mierzyłam się często z niepochlebnymi komentarzami ;-). Aktualnie moja dupa jest mocna jak stal i żadnej krytyki się nie boję, co więcej spodobał mi się nawet ten sieciowy ekshibicjonizm. 
Przedstawiam  więc Wam kolejne pomieszczenie, które czeka na metamorfozę. 
Mam wielką nadzieję, że w tym roku uda kompletnie odmienić ten pokój. 
Zanim jednak zabierzemy się za malowanie i ze ścian zniknie ten znienawidzony, jakże energetyczny kolor ;-), do przerobienia mam stare sypialniane meble: szafę, łóżko i niewielki sypialniany stolik.
 Meble są bardzo zniszczone, choć bardzo ładne w formie.
Nie odstrasza mnie ilość pracy, którą należy włożyć w ich metamorfozę.
Może nie zabrzmi to skromie( ale od dawna uważam, że trzeba chrzanić skromność), ale wiem, że PO moich zabiegach będą wyglądać co najmniej dobrze.
Czasy świetności meble mają już dawno za sobą, a biała farba, którymi są pokryte pożółkła i miejscami zaczęła obłazić.
Wstępna diagnoza ujawniła, że meble są tylko w części drewniane. Znaczna ich część to cienka płyta laminowana.

remont starego domu

remont starego domu

Już jutro zabieram się za odnawianie sypialnianego stolika. 
Jakiś czas temu podjęłam decyzję, że trzeba wymienić rozklekotany blat.
W związku z tym z rantu znikną ozdobne, zniszczone dekory.
Nie będę nawet próbowała ich odtworzyć 
Wymyśliłam sobie blat ze starych desek co nada meblowi rustykalnego charakteru, albo dębowy blat drewniany, który tego charakteru nie nada ;-). Nie jestem jeszcze do końca zdecydowana. Widzę ten mebel w szlachetnym granacie ale nie mam pewności, że koncepcja wstępna nie ulegnie zmianie w trakcie pracy ;-). 
Przez całe lato będę publikować zdjęcia, posty z postępów prac pod:
#metamorfozastaregodomu.
Trzymajcie kciuki, żeby wszystko przebiegło zgodnie z  moim planem i bez wielkich niespodzianek ;-).
remont starego domu




Dzisiaj żegnam się z Wami zdjęciami mojej wiejskiej kuchni wieczorową porą.
Ja mam 4 dni wolnego. Odpocznę od pracy zawodowej ale nie od pracy fizycznej, bo przecież w starym domu zawsze jest dużo do zrobienia.

Dobrego tygodnia dla Was,

Ola

sielska kuchnia

JAK ZROBIĆ KWIETNIK MAKRAMĘ? ZAPOWIEDŹ KONKURSU

$
0
0
Z makramowym kwietnikiem zetknęłam się po raz pierwszy w czasach wczesnej młodości. Mniej więcej trzydzieści lata temu.  Moja mama miała rękę do kwiatów. Od "śmierci" ratowała każdy przypadek beznadziejny. Nikogo nie dziwił więc fakt, że doniczkami zastawione były podłogi i parapety. W salonie, w rodzinnym domu, przy suficie wisiały trzy sztuki makramowych kwietników. Gigantyczne paprocie, które dyndały w kwietnikach,  skutecznie blokowały dopływ światła do wnętrza...bo oczywiście wisiały przy oknie ;-).
Nie raz patrzyłam zafascynowana na misterne makramowe sploty. Materiał, z którego wykonane były wtedy makramy, nie należał jednak do moich ulubionych. Sznurek jutowy wydzielał specyficzny zapach i był bardzo nieprzyjemny w dotyku. Wybór produktów niezbędnych do "handmadu" był w sklepach wtedy bardzo ograniczony. Transformacja ustrojowa na wiele lat wyparła z domów wszystko co kojarzyło się z produktami rodem z PRL. Komody na cienkich nóżkach, meble na wysoki połysk masowo zastępowano tanimi meblami z sieciówek.  Ozdoby z PRL pokrył kurz zapomnienia.
Od kilku lat makramowe sploty zaczęły być znów modne, co mnie osobiście bardzo cieszy.  Design z  PRL znów rozgościł się w naszych salonach.
Dla mnie to świetna okazja, żeby zrealizować dziecięce marzenie i pobawić się w tworzenie makramowego kwietnika.





Makramowe sploty na pierwszy rzut oka wydają się być niezwykle trudne. Pewnie niektóre takie są. Jednak większość  makramowych instrukcji można opanować w kilka minut.
Aby zarazić Was moją nową pasją, stworzyłam tutorial na prosty kwietnik.
Przyda się wszystkim, którzy ze względu na gabaryt mieszkania nie mają już gdzie stawiać nowych roślin doniczkowych ;-). Jeśli ciężko Wam powstrzymać się przed kupowaniem nowych okazów, wiszące kwietniki są dla Was rozwiązaniem.
Aby  robić makramowe kwietniki tak naprawdę musicie nauczyć się 4 rzeczy. Dwóch splotów, tego jak zrobić uchwyt, na którym powiesimy naszą makramę oraz jak połączyć ściśle ze sobą sznurki makramy.

Do wykonania mojego makramowego kwietnika użyłam sznurków marki BOBBINY. Seria JUMBO jest do tego celu wprost idealna. Zaletą bawełnianego sznurka na poliestrowym wkładzie jest to, że nie odkształca się podczas pracy. Praca z produktem jest prosta, a grubość sznurka (9 mm) powoduje, że realizacja każdego projektu przebiega naprawdę szybko.

Na mój kwietnik potrzebowałam 8 sztuk sznurka w kolorze szarym. Każdy z nich w kawałku o długości 6,5 metra. Taka długość sznurka jest według mnie najodpowiedniejsza. Muszę przyznać, że do zrobienia kwietnika "podchodziłam" 3 razy. Za każdym razem okazywało się, że sznurka zbyt szybko "ubywa" podczas pracy i kwietniki wychodzą zdecydowanie za krótkie.

A więc Kochani zaczynamy naukę!!!

Mam nadzieję, że zdjęć jest na tyle dużo i są na tyle "jasne", że poradzicie sobie ze zrobieniem kolejnych części makramowego kwietnika . Jeśli jednak nie, to z chęcią odpowiem na Wasze pytania ;-). Starałam się nanosić na zdjęcia kolorowe strzałki aby nie tylko oznaczyć kierunek, w którym podążać ma sznurek ale także rozróżnić poszczególne sznurki. Jeśli uznawałam, że komentarz jest konieczny dodawałam takowy przed kolejnym etapem prac.
Na każdym etapie prac pamiętajcie aby sznurki, na których tworzymy makramę nie były splątane i układały się do siebie równolegle. Wtedy praca będzie przyjemna i bezproblemowa.

WAŻNE: każdy splot to równomierne zaciągnięcie sznurka!!!
Jeśli pracujecie ze sznurkiem dobrej jakości precyzyjne zaciąganie sznurka nie powinno być problemem. Tak jest w przypadku pracy ze sznurkami BOBBINY JUMBO.
Jak zrobić uchwyt?

Sznurki, z których powstaje nasz kwietnik (8 szt o długości 6,5 meta) składamy na pół i około 10 cm od środka zaczynamy tworzyć uchwyt.  Aby uchwyt mógł powstać potrzebujemy sznurek o długości 2 mety ( na zdjęciach celowo użyłam innego koloru sznurka aby łatwiej było zobaczyć jak trzeba prowadzić go w kolejnych etapach). Przeplatać sznurek beżowy wokół szarych zaczynamy w odległości około 30 cm od początku beżowego sznurka. Taki zapas będzie nam potem potrzebny aby uchwyt zabezpieczyć przed rozpadem.




 Zdjęcia 9, 10, 11, 12 pokazują, że sznurek beżowy musimy zapleść wokół pozostałych sznurków 15 razy ale prawda jest taka, że żeby uchwyt wyglądał dobrze pojedynczych splotów musi być 20!!!. Wtedy po zaciśnięciu sznurków u podstawy (tak jak na zdjęciu 14) uchwyt ma kształt łezki i sznurki między splotami się nie rozchodzą.




Etap ze zdjęcia ostatniego (14) jest końcowym etapem tworzenia uchwytu. Musimy bardzo mocno zaciągnąć sznurki, a ich nadmiar, który pozostaje po obu stronach, ukrywamy pod zabezpieczeniem. Ale to już następny etap makramy.

Jak zrobić zabezpieczenie?

Nie znam się na fachowych nazwach więc pozwólcie, że będę operować nazwami wymyślonymi na potrzeby tego tutoriala. Zabezpieczeniem nazywam odcinek makramy, na którym nowy sznurek szczelnie owijamy wokół pozostałych sznurków makramytworząc połączenie wytrzymałe, niemal nie do zniszczenia. Używam tego splotu tuż pod uchwytem (aby ładnie go wykończyć) oraz jako zakończenie koszyczka ( pozwala utrzymać podstawkę z doniczką na miejscu).

Tak jak podczas tworzenia uchwytu aby stworzyć zakończenie, potrzebujemy dodatkowego sznurka o długości około 2 metry.
I jak w przypadku uchwytu nie zaczynamy owijania pozostałych sznurków makramy od początku dodatkowego sznurka. Zostawiamy około 30 cm zapas. Aby całość była naprawdę mocna proponuję owinąć sznurek maksymalnie go naciągając, około 10 razy wokół sznurków makramy ( tak zrobiłam w moim projekcie!!!)



Zdjęcie F pokazuje ostatni etap tworzenia zakończenia. Wymaga od nas sporej siły, bo musimy pętelkę widoczną na dole zakończenia na zdjęciu E wciągnąć pod szczelnie zawinięty sznurek. Kiedy już nam się to uda obcinamy wszelkie niepotrzebne sznurki.


A po skończonym etapie nasz projekt powinien wyglądać mniej więcej tak:


Kiedy już opanowaliśmy  wcześniejsze etapy nadszedł czas aby nauczyć się dwu najprostszych makramowych splotów!!! Będą nam one potrzebne aby stworzyć ramiona makramy. Każde ramię musi się składać z 4 sznurków. Dla potrzeb tutorialu uczepiłam sznurki do starej łyżki ale wyobraźcie sobie, że jest to część naszego kwietnika - jedno z jego ramion, które zaczyna się bezpośrednio pod zabezpieczeniem uchwytu. 
W zasadzie nie musicie sobie wyobrażać, bo nasz projekt powinien wyglądać tak( 4 ramiona po 4 sznurki):


Jak zrobić splot półprosty?


Pojedynczy element tego splotu kończy się po zaciśnięciu sznurków ( zdjęcie 4). Sznurki zaciskamy z wyczuciem, nie za mocno i nie za słabo. Czynność należy powtórzyć co najmniej kilka razy (zdjęcia 1-4) - wtedy ramię makramy zacznie się skręcać.




Jak zrobić splot prosty?

Splot prosty tym różni się od półprostego, że składa się tak naprawdę z dwu części.Wymaga zaplecenia sznurków wokół sznurków środkowych dwa razy.W pierwszym etapie sznurek zewnętrzy (widoczny po prawej) przekładamy pod sznurkami środkowymi!!!


W drugim etapie (zdjęcie 4) sznurek zewnętrzy(widoczny po prawej na każdym zdjęciu) przekładamy nad sznurkami środkowymi. Każdy etap musi zakończyć się odpowiednim zaciśnięciem sznurków zewnętrznych na środkowych.


 Jeśli powtórzymy każdy z dwu etapów tego splotu kilka razy nasza robótka powinna wyglądać tak:


Wreszcie nadszedł koniec nauki. Umiecie już wszystko, co jest niezbędne do wykonania mojego  kwietnika. Skoro znacie już proste sploty i metodę opiszę jeszcze poszczególne etapy:


MÓJ KWIETNIK ( 130 cm DŁUGOŚCI): 

Materiały:

8x 6,5 metra sznurka BOBBINY JUMBO kolor szary
1x2 metry sznurka BOBBINY JUMBO kolor szary( na uchwyt)
2x 2 metry sznurka BOBBINY JUMBO kolor szary( na zabezpieczenie uchwytu i na zabezpieczenie pod doniczką)

i dla przypomnienia kolejne etapy
1.UCHWYT I ZABEZPIECZENIE

2. SPLOT PROSTY

Kiedy już uporamy się ze zrobieniem zaczepu i odpowiednio go zabezpieczymy owijając miejsce poniżej bardzo ściśle sznurkiem, przechodzimy do tworzenia poszczególnych ramion makramy. W tym celu 16 ramion  dzielimy na wiązki, po 4 sznurki każda. Na tym etapie prac najważniejszą czynnością jest zadbanie, żeby sznurki z poszczególnych wiązek leżały jak najbliżej siebie i nie były skręcone. Aby uniknąć plątania się sznurków między wiązkami związałam poszczególne wiązki razem. Cały czas pilnujemy, żeby podobnie naciągać sznurki podczas każdej czynności, wtedy sploty wyjdą proste i efektowne.
W mojej makramie wykonałam 20 razy splot prosty.

Po wykonaniu na jednej wiązce splotu prostego, dyndające sznurki wiążemy razem i zaczynamy pracę na następnej wiązce. Po skończeniu splotów prostych na wszystkich wiązkach przechodzimy di splotu półprosty. 
 

3. SPLOT PÓŁPROSTY

Ten splot jest bardzo efektowny. Żeby go należycie wyeksponować w moim projekcie użyłam go 20 razy. Czynność oczywiście powtarzamy na każdej wiązce. Kiedy ten etap mamy za sobą, z pewnością nie ujdzie Waszej uwadze, że połowa sznurków jest znacząco krótsza od pozostałych. NO STRESS MY FRIEND !!! Tak ma być ale pod warunkiem, że są to skrajne a nie środkowe sznurki w każdej wiązce ;-).. Przystępujemy do czynności najmniej pracochłonnej czyli do tworzenia "koszyczka".



4. KOSZYCZEK

Następnym etapem w naszym projekcie jest tworzenie koszyczka, w którym umieścimy podstawkę i doniczkę z kwiatkiem.Przyznam szczerze, że na tym etapie największą trudnością było zachowanie identycznych odstępów na każdej wiązce sznurków( przypominam, że wiązki mamy cztery!!!). Od miejsca gdzie kończy się splot półprosty na wiązach wyznaczyłam odległość  30 cm i w tych miejscach używając splotu prostego stworzyłam początek koszyczka( od niego poszczególne sznurki ulegają rozgałęzieniu).

 
Kiedy początek koszyczka jest gotowy, 4  sznurki w każdej wiązce dzielimy  na pół. Koniecznie pamiętajcie , żeby sznurki w wiązce leżały równolegle obok siebie. 2 sznurki jednej wiązki łączmy z dwoma sznurkami wiązki sąsiadującej. W odległości 20 cm wiążemy splot prosty 2 razy. W tej sposób z 4 sznurków dwu sąsiadujących wiązek powstaje nowa wiązka. Nowo powstałą wiązkę znów dzielimy na pół i dwa sznurki łączymy ze sznurkami sąsiadującej wiązki, za pomocą splotu prostego(2 razy) w odległości 20 cm od poprzedniego miejsca łączenia.


Znów efektem naszych działań są nowo powstałe wiązki sznurków ( 4 szt)

5. ZAKOŃCZENIE MAKRAMY

Kiedy już koszyczek jest gotowy, związujemy go sznurkiem w odległości 10 cm poniżej ostatniego splotu. Zanim przystąpimy do wykończenia należy sprawdzić, czy sznurki nie są splątane i leżą równolegle. Wiem, że przypominam Wam o tym  nieustannie. Ale tylko wtedy kiedy będziecie tego pilnować wasz makramowy kwietnik będzie wyglądał profesjonalnie. Kiedy już upewnicie się, że wszystkie sznurki leżą równolegle, mocno owijacie je sznurkiem robiąc wytrzymałe zabezpieczenie. Sznurki wiszące poniżej ucinacie, a na ich końcach robicie pętelki.


UFF!!!
I koniec ;-)

Mam nadzieję, że chociaż obszerna to instrukcja, którą zrobiłam jest dla Was czytelna i przede wszystkim okaże się  przydatna. 
Jeśli chcielibyście wypróbować sznurki, których użyłam w projekcie, zapraszam Was tutaj ponownie za kilka dni. Wraz z Marką BOBBINY będę miała dla Was małą niespodziankę ;-)

STAY TUNED!!!
Miłego poniedziałku.

OLA

Zakupowe szaleństwo w TK Maxx

$
0
0
Każda z nas, ma swoje ulubione sklepy. Takie miejsca, które odwiedzamy z wielką chęcią, nawet jeśli nie mamy w danej chwili wyraźnej potrzeby zakupowej. Gna nad  do tych miejsc instynkt łowcy -  potrzeba sprawdzenia, co aktualnie leży na sklepowych półkach i upolowania wymarzonego skarbu.

Od wielu lat takim sklepem jest dla mnie TK Maxx - szczególnie ten w centrum handlowym w M1( w Krakowie mamy dwa sklepy tej marki, drugi znajduje się w Galerii Bonarka). Każdy sklep TK Maxx  ma 6 działów tematycznych:moda męska, moda damska, produkty dla dzieci, dział dla domu, akcesoria i obuwie; co sprawia, że mogę znaleźć wszystko czego potrzebuję.. Powierzchnia sklepu została podzielona na kilka działów: męski, damski, dziecięcy, dla domu, akcesoria, obuwie. Przyznam szczerze, że takie nagromadzenie różnych produktów na  jednej przestrzeni bardzo mi odpowiada. Pozwala wyeliminować straty czasu związane z przemieszczaniem się od sklepu do sklepu czego osobiście bardzo w zakupach nie lubię. Dostawy trafiają do każdego TK Maxx kilka razy w tygodniu, a  asortyment rozchodzi się niczym "ciepłe bułeczki". Dlatego regularnie ruszam  do TK Maxx  na "łowy", a każda wizyta jest jak ekscytująca podróż w nieznane. Warto odwiedzać dwa sklepy w Krakowie - asortyment jest zróżnicowany więc w każdym z nich możemy upolować zupełnie inne perełki ;-). Dzięki unikatowemu modelowi biznesowemu off-price możemy kupić produkty z aktualnych kolekcji od znanych marek i projektantów, dobrej jakości w cenach do 60% niższych od regularnych cen sprzedaży w Polsce i na świecie.


Polowanie zaczynam na dziale damskim. Sprawnie poruszam się  między wieszakami. Ubrania podzielone są  według kategorii i rozmiaru, co znacznie ułatwia szukanie wymarzonych perełek. Lubię produkty znanych marek , a tych w TK Maxx nie brakuje. Na dodatek można je kupić w naprawdę okazyjnych cenach -  60% taniej od regularnych cen sprzedaży.  Zwykle, spośród modowych okazji z mojego rozmiaru wybieram 3, 4 produkty, z którymi przemieszczam się w kierunku przymierzalni. Mijam wieszaki  z  bielizną, torby damskie i  męskie(skórzane torby to od dawna moja słabość) i dział z obuwiem. Trampki to mój ulubiony rodzaj obuwia, a w TK Maxx kupiłam już niejedną par. Tym razem jednak w oko wpadły mi zamszowe  botki, w ulubionym kolorze.  W koszyku wylądował więc kolejny produkt ;-). Sklep zadbał także o komfort związany z mierzeniem wybranych przez nas ubrań. Kabin w przymierzalni jest naprawdę dużo.



Kiedy uporam się już z przymiarkami odwiedzam swój ulubiony dział.  Z racji swoich wnętrzarskich zainteresowań  na dziale " Dla Domu" spędzam naprawdę dużo czasu.
Uwielbiam buszować wśród  zastawionych półek, obcować z pięknym przedmiotami, wybierać  i wyszukiwać prawdziwe perełki, które zabieram ze sobą do domu. 
Podczas ostatniej wizyty w sklepie moją szczególną uwagę przykuła gigantyczna ilość domowych tekstyliów: ściereczki z jesienne wzory, wysokogatunkowe zasłony, pledy, narzuty, poduszki.  Z racji zbliżającej się jesieni rozglądam się za miękkimi poduszkami, ciepłymi kocami, plecionymi dywanami. One z łatwością odmienią letnie, energetyczne wnętrza mojego mieszkania w przytulną jesienną oazę. Lubię stonowane barwy, a ilość tekstyliów w tych kolorach, które znalazłam w ofercie sklepu mnie oczarowała. Nie chcę nad ich zakupem zastanawiać się zbyt długo, bo produkty dostępne na półkach to często pojedyncze sztuki !  Jeśli jednak lubcie wyraźne wzory i soczyste kolory, to także nie wyjdziecie z TK Maxx z pustymi rękami ;-)




 Muszę Wam pokazać tacę do serwowania, którą wyszperałam podczas ostatnich zakupów. Wprawdzie decor z ananasem nie kojarzy się z jesienią ale bardzo lubię drewniane elementy wyposażenia wnętrz. Dlatego też sprawiłam sobie sobie mały prezent ;-).
Nie mogłam się też oprzeć miseczkom w geometryczne wzory. Te w biało czarne wzory zasiliły moja niemałą już kolekcję ;-). 



A Wy znacie ten sklep? Lubicie? Jeśli odwiedziliście go całkiem niedawno jestem bardzo ciekawa co udało się Wam "upolować". Koniecznie podzielcie się tym w komentarzach. A TK Maxx najbliższy Waszej lokalizacji znajdziecie TUTAJ.

Życzę Wam miłego dnia.

OLA

Renowacja starego stolika

$
0
0
Po tym jak zrobiłam sobie blisko trzymiesięczny urlop kosztem spadających na łeb i szyję statystyk wracam powoli na właściwe, blogowe tory. Wakacje upłynęły mi na błogim lenistwie. Oczywiście chciałabym tak napisać ;-). Ale pewnie sami wiecie jak to jest: praca zawodowa, dom, dziecko...NUDY NIE MA!!!

Prace w domu na wsi nie postępują tak szybko jakbym chciała, w tym roku jakoś brakuje siły i motywacji. Renowacja mebli dobiegła już wprawdzie  końca ale z innymi planami jesteśmy daleko w lesie. . Już pod koniec lipca cieszyliśmy się odświeżonymi meblami. Zanim jednak pokażę Wam metamorfozę całości, postanowiłam skupić się w tym poście na metamorfozie małego stolika, który w domu na wsi pełnił rolę biurka ;-)



Nasze meble zostały odziedziczone po dziadkach. Mają " na bidę" z 50 lat. Ze względu na wiek są dosyć zniszczone. W wyniku dziejowej zawieruchy kilkakrotnie zmieniały swoje " miejsce zamieszkania" aby ostatecznie wylądować w naszym wiejskim domu.  Stoliczek pokryty był warstwami białej  niegdyś farby (obecnie w kolorze kości słoniowej), z blatem nadgryzionym zębem czasu. Po wstępnych oględzinach konstrukcja nóg okazała się bardzo stabilna, za to wygląd blatu pozostawiał wiele do życzenia.  Blat zrobiony był z resztek,  z tego co było pod ręką. Deski niskogatunkowego drewna tworzyły stelaż blatu, a do niego przytwierdzona była 5 mm sklejka. Ranty oklejone zdobioną taśmą. Wiedziałam, że taśmy nie chcę zachować, bo miejscami miała duże ubytki. W trakcie prac okazało się, że nie jest ona wykonana z drewna, a z czegoś na kształt  glinki. W trakcie demontażu, po prostu się rozsypała.

Oto jak stolik wyglądał kiedy się za niego zabierałam:


Odnawianie stelaża podstawy: 
1. Usuwanie starych powłok

 Na początek, w ruch poszła opalarka. Rozgrzewałam miejscowo starą farbę, centymetr po centymetrze, a następnie podhaczałam ją szpachelką  Praca szła szybko i bardzo sprawie, po upływie trzech godzin ten etap prac miałam za sobą. Następnie wstępnie oczyszczoną powierzchnię gładziłam  mechanicznie papierem ściernym. Początkowo takim o gradacji 80, a potem 120.





Identycznie postępowałam z dwoma szufladami.

 

2. Stylizacja podstawy

Do tego etapu wybrałam farbę Annie Sloan w kolorze French Linen. Farby Annie Sloan to farby, którymi można malować powierzchnię bez wcześniejszego szlifowania. Wystarczy tylko powierzchnię dobrze odtłuścić. Ja wprawdzie pozbywałam się wcześniej starych powłok ale zrobiłam to tylko dlatego, że miejscami wiekowa farba zaczynała się łuszczyć.  Po dwukrotnym malowaniu farbą Annie Sloan, podstawę stolika pokryłam do utrwalenia woskiem bezbarwnym tego samego producenta. Uzyskujemy w ten sposób ładne satynowe wykończenie, które bardzo mi odpowiada. Moje projekty od ponad roku wspiera zaprzyjaźniona pracownia z Krakowa PATYNOWY, której bardzo za wsparcie, na każdym etapie projektu dziękuję.



Drugim produktem użytym do stylizacji podstawy stolika jest wosk Liberon w kolorze dąb. 
Ponieważ miałam świadomość, że nie uda mi się uzyskać identycznego koloru na blacie i szufladach (różne rodzaje drewna) postanowiłam użyć produktu, który pozwoliłby mi się zbliżyć do efektu, który chciałam osiągnąć.


3. Montaż uchwytów

Odnawianie blatu:

4. Budowa nowego blatu

O ile przeobrażenie podstawy nie zabrało zbyt wiele czasu to całkiem dużo pracy włożyłam w wykonanie  nowego blatu. Aby nadać meblowi nieco rustykalnego charakteru, postanowiłam na starym stelażu zamontować jesionowe deski o szerokości 15 cm. Docięłam je z szerokiej półki znalezionej w odmętach wiejskiego garażu. Półki pokryte były lazurą którą musiałam zeszlifować do zera. Po użyciu papieru o niskiej gradacji (80, 100) gładziłam powierzchnię papierem 120.
Na czyszczeniu blatu ze starej lazury spędziłam blisko 3 godziny.




A tak stolik wyglądał w trakcie przymiarek blatu do jeszcze nie wystylizowanej podstawy ;-)



Ale tylko oczyszczony blat, z brzydkim rantem nie prezentował się zbyt okazale. 
Koniecznością stało się zamontowanie na rancie odpowiedniej listwy.
Ja znalazłam swoją w jednym z marketów budowlanych.
I przy nieocenionej pomocy męża listwa została docięta i zamontowana przy pomocy kleju na blacie.



7. Stylizacja blatu

Do stylizacji blatu użyłam wosku marki Liberon w kolorze dąb.  
Wosk nadaje drewnu przyjemne wykończenie i zabezpiecza je przed uszkodzeniami. 
Mam wrażenie, że drewno tak wykończone oddycha.
Dlatego nie uświadczycie w moich projektach ani grama lakieru ;-).

I voila!!!




Tak wygląda skończony mebelek, jeszcze nie w miejscu docelowym.
Mam jednak nadzieję, że do końca sezonu uda mi się odświeżyć jeszcze pokój,
gdzie odnowione meble zamieszkają.




 Miłego poniedziałku i udanego tygodnia.

OLA

Grudniowo styczniowa aranżacja salonu

$
0
0
 Dzisiejszym wpisem przerywam wielomiesięczną posuchę. Mój blog potrzebuje tego wpisu niczym afrykańska ziemia deszczu lub przesuszona skóra influzji tlenowej. Choć na blogu hulał wiatr to w naszym mieszkaniu ciągle coś się zmienia. I mam nadzieję, że starczy mi chęci, żeby Wam o tych wszystkich zmianach napisać ;-). Jeśli nie, to trudno ;-). Nie czuję presji - mam z lekka wywalone i to jest chyba sposób na spokojne, szczęśliwe życie. Mam nadzieję ;-).

W każdym razie planuję i swe plany wcielam w grafik. Realizacja kolejnych projektów przebiega jednak  znacznie wolniej niż bym chciała. Startuję z wysokiego pułapu, z gigantycznym zapałem, by w ciągu kilku dni  znacznie obniżyć lot, a na koniec zaryć nosem w ziemię tracąc kompletnie zainteresowanie. Wyobraźcie sobie teraz co mamy w domu. Rozgrzebane kąty, istne pole walki. Trwamy w stanie przejściowym czyli z: wałkami, farbami, silikonami walającymi się u naszych stóp.
Ale do rzeczy! Nie zamierzam za bardzo przynudza.

 Zdaję sobie sprawę, z tego iż nie jest to odpowiedni moment na pokazywanie aranżacji świątecznych.  Cóż z tego?! Skoro u mnie nadal królują klimaty z końca roku, a w grudniu się po prostu nie wyrobiłam z postem. Trochę popadało(śnieg) i w nosy szczypie mróz więc mogę w takich okolicznościach przebywać i do kwietnia. A już na pewno do końca stycznia. No problem!
Migocące światełka, sznury żarówek, rozstawione wszędzie lampioniki wywołują u mnie ekstatyczne drżenia i nie jestem w stanie odmówić sobie obecności takich ozdób we wnętrzach. Omijam szerokim łukiem jednak ozdoby dające światło zimne.  Według mnie w nim każda twarz wygląda jak maska a każde pomieszczenie jak prosektorium. Ale może moja niechęć wynika z tego, że wnętrza na wskroś nowoczesne to nie moja bajka.

Jak widzicie moje dekoracje świąteczne mogłaby robić za dekoracje całoroczne.
Bo tak naprawdę prócz choinki to większość z nich jest bardzo uniwersalna.
Sznur światełek, lampiony, duża ikeowska gwiazda, choinka to cała lista tegorocznych świątecznych "przebojów'. Instalacja ozdób zajęła mi nie więcej niż dwie godziny ( oczywiście to czas z ubraniem choinki ).


Paleta barw, która od jakiegoś czasu gości w moim domu także bardzo mi odpowiada: biele,szarości i zielenie. Nie znudziła mi się latem, nie znudziła jesienią i wszystko jest na dobrej drodze, żeby również nie znudziła mi się w następnych miesiącach. Z zielenią, z jej ciemnym odcieniem lubimy się już blisko 3 lata. To ewenement na skalę światową, bo chyba doskonale wiecie jak bardzo lubię reorganizować swoją przestrzeń.
Poważnym źródłem moich stresów jest jest ostatnio roślinność pokojowa. Nie wiem czy to sezon grzewczy tak daje im we znaki ale w ostatnich dniach odprowadziłam na miejsce wiecznego spoczynku trzy rośliny. 
Ku uciesze męża padł po dwu dniach od posadzenia padł Starzec Rowleya, a dwa malutkie "Pieniążki" zeżarła jakaś zaraza. Jak ktoś z Was liczył na  młody egzemplarz to niestety będzie musiał jeszcze poczekać.  Pilea Glaucophylla, niezwykle efektowna roślinka, którą możecie zobaczyć na kilku zdjęciach poniżej gubi liście na potęgę i obawiam się, że jej koniec bliski.

Chociaż wydaje się, że to pomieszczenie jest względnie ogarnięte i skończone do głowy jakiś czas temu wpadł mi fajny pomysł, który zamierzam zrealizować w najbliższych tygodniach. Nieco już o nim mężowi wspominałam. Pierwsza jego reakcja była stanowcza i niemal natychmiastowa. Ale się nie poddaję tylko...urabiam, urabiam, urabiam ;-).

A teraz zapraszam Was na spacer po moim salonie i życzę Wam miłego weekendu.

OLA

















PÓŁKI W WĄSKIEJ KUCHNI

$
0
0

Kilka miesięcy temu w naszej kuchni zaszły małe zmiany. Heksagonalny trójpak półek ze znanej sieciówki zastąpiliśmy cudną stalowo sklejkową konstrukcją. Heksagony wisiały u nas blisko dwa lata i  z perspektywy minionego czasu, bogatsza o nowe doświadczenie mogę stwierdzić: HEKSAGONALNE PÓŁKI TO SAMO ZŁO. Wiedział o tym już mój mąż, kiedy w sklepie przekonywałam go do zakupu tychże półeczek. Jego stanowcze: NIE ulegało jednak transformacji w cichutkie: TAK w miarę jak moja twarz zamieniała się w facjatę małego króliczka. Kogo mały króliczek nie rozczula? No kogo?
O tym jakie heksagonalne półki są niepraktyczne przekonałam się tuż po ich zawieszeniu. Cudem udało mi się upchnąć na nich 6 ulubionych kubków. Ale do błędu nie jest łatwo się przyznać. To by oznaczało, że nie jest się aranżacyjnie nieomylnym. Ilekroć więc ktoś zapytał czy heksagonalne półki  sprawdzają się w mojej kuchni, mały diablik szeptał mi do ucha odpowiedź: "SĄ DOSKONAŁE".
Jak już pogodziłam się z tym, że nie jestem nieomylna ( GORZKA, TRUDNA LEKCJA !!!) postanowiłam uratować kuchenną ścianę. Właściwego rozwiązania szukałam naprawdę długo. Przypomnę tylko, że nasza kuchnia ma mniej niż 2 metry szerokości więc zdecydowanie półka nie mogła być za głęboka. Zależało mi jednak, żeby była na tyle pojemna aby pomieściła kuchenne perełki, na które w szafkach kuchennych zabrakło miejsca. 
Moją wizję zrealizowała MARTA, którą miałam przyjemność poznać osobiście na fotograficznych warsztatach BLOGGERS PHOTO MEETING.  Wykonała perfekcyjnie półeczki według skreślonego na papierze projektu. Napisałam półeczki, bo oprócz dużej gabarytowo konstrukcji na kuchennej ścianie zawisła jeszcze półeczka na zioła, blisko kuchennego okna. 
Niestety tak jak kilka razy wcześniej okazało się, że z ziołami się nie lubimy. 
Ostatnią próbę ich oswojenia podejmę na wiosnę, bo wtedy światła w mieszkaniu jest więcej i być może będą miały lepsze warunki do aklimatyzacji. Zapełniłam więc półeczkę, rachitycznymi bluszczami i czekam czy zmiana miejsca, na takie bardziej przy oknie sprawi, że odżyją ;-). 
Półki są naprawdę świetne. Wykonane bardzo dokładnie i solidne. 
Nie sprawdzałam wprawdzie czy utrzymają wagę mojego ciała ale przecież nie takie jest ich przeznaczenie. W każdym razie nie pierdyknęły pod ciężarem wszystkiego co na nich umieściłam, a to już uważam za spory sukces ;-). 
Każde wprawne oko, na zdjęciach wypatrzy fragment przedpokoju. Nad jego modernizacją pracuję już chyba 4 miesiąc. Jakoś w trakcie realizacji projektu zabrakło chęci na jego dokończenie (u mnie nic nowego ;-))
Miłego dnia !!!

OLA









ODMIENIONA SYPIALNIA W BLOKU

$
0
0
Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Mam nadzieję, że tak.
Namawiam Was dzisiaj, żebyście zerknęli do naszej sypialni.  Remont sypialni skończyliśmy blisko rok temu. W ciągu tego czasu  zmienialiśmy wzory pościeli, poszewek, lampiony...naprawdę drobne rzeczy, które pozwoliły na to, żeby wnętrze za szybko się nie znudziło. Nie ma przecież znaczenia rozmiar zmian, które w danej przestrzeni zachodzą. Każda nawet najdrobniejsza może wpłynąć na nasze postrzeganie przestrzeni.
Ustawienie mebli jest według mnie teraz optymalne, nie w głowie mi więc dalsze eksperymenty.
Przy metrażu jaki posiada nasza sypialnia(niecałe 8 metrów) i całkiem duże okno (co akurat uważam za plus) na szaleństwa z przestawianiem mebli nie mogę sobie raczej pozwolić.

Może pamiętacie, że w "prehistorycznych" czasach nasze łóżko było nieco odsunięte od okna. Niby fajnie, bo dostęp do niego mieliśmy z dwu stron. Ale wydaje mi się że wtedy było w sypialni mniej miejsca. Takie miałam odczucia wizualna...bo przecież wiadomo, że przestrzeń sypialni nie jest z gumy( nie kurczy się ani nie naciąga).  Dosunięcie łóżka do okna kompletnie nie wpłynęła na komfort jego użytkowania. Zyskaliśmy za to dodatkową przestrzeń blisko szafy...dzięki czemu możemy swobodnie z niej korzystać. Dostęp do okna, czy rolety tez nie jest zły i bez problemu radzimy sobie podczas poranno wieczornych czynności polegających na wietrzeniu pomieszczenia i rozwijaniu/zwijaniu rolety.
Czasami zdarzało się, że mąż, wchodząc do łóżka potracił przez przypadek drabinę, a wtedy literki W i A spadały z niej z wielkim hukiem. Całemu procesowi towarzyszyły siarczyste przekleństwa. Wystarczyła zmiana położenia drabinki ( przesunięcie jej bliżej okna) oraz przełożenie literek na parapet  i nasz mały problem został wyeliminowany.


Podstawową zmianą jaka zaszła w sypialni jest wymiana grafik z leśnych...na leśne ;-). Zdjęcie lasu spowitego mgłą zastąpił plakat z sarenką. Wprowadzenie brązu nieco ociepliło charakter sypialni i nadało jej bardzo naturalnego charakteru. Oczywiście minimalistką nie jestem więc pewnie nie zdziwi Was to, że dołożyłam  kolejne ramki do jakże skromnej wcześniej galerii ściennej. Prostokątne lustro fajnie odbija przeciwległy zielony zakątek...a ramka z piórkiem dopełniła całą ścienną aranżację.





Od dawna marzył mi się w sypialni zielony kącik. Dzięki metalowej drabinie i dwu małym koszyczkom udało mi się takowy stworzyć. Wraz z własnoręcznie zrobionym makramowym kwietnikiem, na który przepis podaję TUTAJ stworzyły bardzo fajną kompozycję. Nie twierdzę że ten kącik jest już skończony, bo nie byłabym wiarygodna  w żaden sposób. Lubię zmiany więc być może za jakiś czas coś nowego wpadnie mi do głowy ;-).






 Na zdjęciach nie widać jeszcze szarej, wielkiej szafy która chowa niemal całą naszą garderobę.
Z trudem przy tym metrażu na zdjęciach udaje mi się zmieścić łóżko.
Szkoda, że nie widzicie w jakiej pozycji czasem robię zdjęcia naszych pomieszczeń.
Może poniższe zdjęcie pozwoli Wam umiejscowić szafę na planie sypialni.


A tak wygląda nasza sypialnia w całości. Niemal w całości ;-). Nie na niej wszak dzisiaj chciałam się skupić ale na tym co widać od progu i co od kilku dni zachęca mnie do pozostanie w łóżku. Śmiało mogę napisać, że sypialnia w odmienionej formie to teraz ulubione miejsce w całym domu.


OLA

METAMORFOZA STAREJ SZAFY - ODNAWIAMY MEBLE

$
0
0
Przyszedł wreszcie czas, żeby nieco szerzej opisać "renowację" starej szafy po dziadkach.
Nową odsłoną tego mebla cieszę się już blisko rok, ale czekałam z utęsknieniem na mały remoncik pokoju, w którym stoi szafa. 
Limonkowe ściany były już mocno passe, a i stary/nowy mebel nie wyglądał na ich tle zbyt okazale.

Zanim przystąpimy do pracy ze starym meblem polecam go dokładnie wyszorować wodą z mydłem. To z pewnością ułatwi nam diagnozę stanu mebla. Dla mnie taka diagnoza  to podstawa.

metamorfoza starej szafy

Co więc z szafą było nie tak?


Na pierwszy rzut oka naprawę niewiele. 
Konstrukcja szafy bardzo stabilna, nie wymagała naprawiania. 
Zero dziur po drewnojadach, odpadało więc zalewanie robaka.
Jedyną, naprawdę jedyną wadą starej szafy, była łuszcząca się w wielu miejscach farba. Spod jednej pożółkłej warstwy  wystawała druga pożółkła warstwa farby. Najprawdopodobniej Babcia, która słynęła z zamiłowania do zmian pomalowała szafę kiedy biel zaczęła zamieniać się w krem ;-). W ten sposób nieco odświeżyła jej kolor.
Bieli w odcieniu kości słoniowej w zasadzie nie toleruję wcale ;-).
Jak się więc domyślacie posiadanie  mebla w tym kolorze nie było moim marzeniem.

stara szafa przed

Powyższe zdjęcia to jedyne zdjęcia dokumentujące wygląd szafy PRZED metamorfozą.
Także zdjęcia z etapów prac przepadły (najprawdopodobniej podczas pochopnego resetowania karty do aparatu) - musicie uwierzyć mi zatem na słowo, że praca nad szafą była żmudna i wykańczająca.

Kiedy zapadła decyzja, że szafa zostanie poddana liftingowi, ogarnięcie tematu okazało się nie lata wyzwaniem.
Ze względu na wagę szafy(ponad sto kilogramów na które składają się między innymi paździerzowa płyta na dnie i prawdziwe fazowane lustro w środkowym skrzydle drzwiowym) metamorfoza musiała zostać przeprowadzona w pokoju w którym toczy się codziennie życie. To znacznie zawęziło wybór narzędzia do usuwania warstw farby.

Z szafy przy pomocy opalarki zdzierałam farbę centymetr po centymetrze. Ten etap zajął mi blisko dwa tygodnie. O ile pierwsza warstwa farby schodziła dość szybko, to druga okazała się niezwykle oporna. Trzeba było rozgrzewać małe dwu centymetrowe odcinki mebla i natychmiast usuwać  rozpulchnioną farbę szpachelką. Na dłuższych odcinkach patent nie działał. Mrówcza praca !!!
Satysfakcja po zakończeniu tego etapu prac jednak bezcenna. Próbowałam też zdzierać farbę cykliną ale ze skutkiem niewspółmiernym do ilości włożonej pracy.

W trakcie ściągania starych powłok okazało się, że listwa wieńcząca szafę tzw, KORONA wykonana jest z ceramicznej glinki. Jest delikatna i łatwo ulega uszkodzeniom. Zależało mi, żeby zachować ją w stanie niezmienionym więc zamiast ryzykować jej rozpad podczas usuwania starych powłok, tylko dokładnie ją umyłam.

Po użyciu opalarki całość przeszlifowałam jeszcze papierem ściernym. Początkowo o gradacji 80, a następnie takim o gradacji 200. Na szczęście udało się zdemontować skrzydła drzwiowe, co pozwoliło mi pracować, na powierzchni poziomej, a nie pionowej ;-).
Po dokładnym wyszlifowaniu powierzchni, całość odpyliłam i dokładnie umyłam.

Przyszedł wreszcie dzień kiedy " starowinka" stanęła przede mną taka jak ją niegdyś stolarz stworzył: golusieńka z ozdobnym wiankiem na głowie . Okazało się, że z pełnego drewna jest tylko ramiak szafy i ramiak drzwi. Płyciny wypełniające to sklejka, na dodatek niezbyt gruba. Korona jak już wcześniej wspominałam to ceramiczna taśma, która w odnawianym wcześniej stoliczku,  rozleciała ze starości. O metamorfozie stoliczka pisałam TUTAJ.

Użyte do produkcji szafy materiały wymusiły kształt metamorfozy, z którego jestem bardzo zadowolona. Postanowiłam ramiaki zawoskować(wosk LIBERON kolor BEZBARWNY , a: płyciny, koronę i nogi pokryć farbą kredową ( w moim przypadku AS PARIS GREY).
Stylizacja to najprzyjemniejszy etap metamorfozy mebla i zdecydowanie najbardziej go lubię.
Praca zarówno z woskiem jak i farbą kredową idzie szybko.

stara szafa w nowej odsłonie

stara szafa po metamorfozie

Jak woskować drewno?

Wosk nakładamy na drewno  bawełnianą szmatką, najlepiej kolistymi ruchami. W tej sposób preparat trafia w zakamarki drewna. Jeśli do zawoskowania mamy drobne, ozdobne elementy najłatwiej użyć miękkiej szczotki. Po około godzinie(tyle zwykle schnie wosk) możemy powierzchnię wypolerować. Do polerowania używam wełny stalowej o gradacji 000.
Po skończonym woskowaniu drewno uzyskuje satynowe wykończenie.

UWAGA: do stylizacji szafy używałam wosku bezbarwnego. Jeśli do stylizacji używamy wosków barwionych, nakładamy je na drewno także kulistymi ruchami. Jednak na koniec pracy trzeba powierzchnię  przetrzeć szmatką zgodnie z kierunkiem usłojenia, żeby uniknąć smug na drewnie.

stara szafa

Jak malować powierzchnię farbą kredową?

Farba AS jest dosyć gęsta ja więc ja mieszam ją z wodą w proporcji 2:1. Nakładam zwykle dwie warstwy farby i uzyskuję w ten sposób gładką powierzchnię.  Do nakładania używam pędzla płaskiego ;-). Zdecydowanie wolę nałożyć jej dwie warstwy i uzyskać gładką powierzchnię. Możemy malować także farbą nierozcieńczoną ale wtedy uzyskamy wyraźną strukturę. Mi taki efekt nie do końca odpowiada.

Farba kredowa wymaga zawoskowania (chyba, że mebel ma stać na zewnątrz). Po nałożeniu wosku i jego wyschnięciu polerujemy powierzchnię bawełnianą szmatką i w tej sposób uzyskujemy satynowe wykończenie.
Tak wygląda moja szafa w nowej odsłonie. 
Będzie mi miło jeśli zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza.

nowa odsłona szafy

renowacja mebla



Dzisiaj nie mam już nic więcej do powiedzenia.
Mam nadzieję, że jakoś wybitnie Was nie zanudziłam i że miło było Wam znów gościć w moich progach.
Miłej środy  ;-)

OLA

Viewing all 101 articles
Browse latest View live